Tydzień zleciał im szybciej niż zdążyli zauważyć. Można powiedzieć, że wszystko było idealnie, pomijając kilkukrotne spotkanie ślizgona. Remus nie panikował już tak bardzo, gdyż za każdym razem pocieszał się obecnością przyjaciół i chłopaka - pod koniec tygodnia prawie nie zwracał uwagi na bruneta, co jednak nie mogło tyczyć się Łapy. Ten za każdym razem rzucał ślizgonowi mordercze spojrzenie, obmyślając przy tym, jak odegrać się na chłopaku za to, jak skrzywdził szatyna.
Nastał piątek, a co za tym idzie - pełnia, pierwsza pełnia w nowym roku szkolnym. Remus od samego rana leżał w Skrzydle szpitalnym, nie będąc zdolnym do jakiekolwiek normalnej czynności. Przyprowadzili go tam huncwoci, mimo tego, że chłopak się opierał i mówił, że spokojnie da radę iść na zajęcia. Nie chciał robić sobie zaległości, lecz w duchu przyznał przyjaciołom rację - nie dałby rady siedzieć teraz w klasie. Miał tylko nadzieję, że Syriusz rzeczywiście zrobi mu notatki, tak, jak to obiecał. Szatyn parsknął w duchu - Black i notatki? To nie szło w parze.
Leżał, wgapiając się w sufit i próbując ignorować rozsadzający ból głowy, gdy drzwi Skrzydła otworzyły się. Wszedł przez nie Black z uśmiechem na ustach i rękami schowanymi za plecami. Lunatyk spojrzał na niego spod uniesionych brwi, gdy ten przemierzał salę i usiadł w nogach jego łóżka.
- Mam coś dla ciebie - powiedział bez powitania i podał szatynowi tabliczkę czekolady. Ten wziął ją z lekkim wahaniem, lecz uśmiechnął się nieśmiało.
- Skąd ją masz? - spytał po chwili. - Tylko nie mówi mi, że byłeś w Hogsmeade, kiedy miałeś robić notatki.
Brunet pokręcił głową.
- No co ty - oburzył się. - Rogaś poszedł - dodał lekko.
- Jesteście niemożliwi - westchnął, odpakowując słodycz.
- I za to nas lubisz - powiedział, na co odpowiedziało mu ciche parsknięcie śmiechem.
~°~.~°~.~°~
Wieczorem, w Skrzydle Szpitalny zjawiła się trójka huncwotów, aby odprowadzić Remusa pod Bijącą Wierzbę, jak to mieli w zwyczaju. Na początku ich przygody z wilkołactwem chłopaka, pani Pomfrey, Dumbledore oraz profesor McGonagall byli mocno sceptyczni, kiedy ci zaproponowali, że będą odprowadzać szatyna, aby nie musiała robić tego pielęgniarka. Po długich namowach chłopców wreszcie się zgodzili, lecz pod warunkiem, że ci nie będą szli dalej niż do drzewa oraz od razu wrócą do zamku. Przystali na takie warunki, wiedząc, że po powrocie do zamku i tak wyruszą do Wrzeszczącej Chaty, wychodząc tajnymi przejściami.
Tak było i tym razem - huncwoci zostawili Lupina przed Wierzbą i zawrócili do szkoły. Gdy tylko pokazali się pani Pomfrey, pognali do jednego z tajnych przejść, prowadzących na podwórze. Przekraczając mury zamku, przemienili się w swoje animagiczne formy i pognali w kierunku drzewa. Glizdogon, jako, że był najmniejszy i najłatwiej było mu przemknąć się pod gałęziami, unieruchomił Wierzbę, po czym cała trójka pognała tunelem na przód. Gdzieś w połowie drogi dogonili szatyna, ledwo trzymającego się na nogach. Z jednej strony wsparł się na porożu Rogacza, natomiast z drugiej przytrzymywał się Łapy, aby przypadkiem nie upaść. Powolnym krokiem doszli do Chaty. Do wzejścia księżyca mieli jeszcze trochę czasu, więc chłopcu powrócili do swoich człowieczych postaci.
- Jak się czujesz? - spytał Syriusz, siadając obok chłopaka opierającego się plecami o ścianę. Wyglądał conajmniej marnie.
- Nie jest źle - odpowiedział słabo. - Bywało gorzej.
Niecałe pół godziny później huncwoci na powrót byli w swoich zwierzęcych skórach, a Lunatyk zwijał się z bólu na podłodze. Łapa zakrył sobie oczy łapą, nie mogąc znieść widoku cierpienia szatyna. Nie wiedział ile to trwało, wydawało mu się, że o wiele za długo, kiedy w końcu zapadła cisza, którą po chwili przerwało donośne wycie. Pies spojrzał na sporych rozmiarów wilka, przednimi łapami opierającego się o zniszczony parapet, wpatrując się w pełny księżyc, który rozświetlał okolicę. Syriusz zbliżył się do niego powoli, stając obok, jednak z zachowanym delikatnym odstępem, w razie, gdyby wilkołakowi trochę odbiło. Ten zwrócił na niego swoje, teraz już złote, oczy i szczęknął.
CZYTASZ
Looking for the moon <Wolfstar>
FanfictionMacie kogoś takiego, na kim możecie polegać niezależnie od sytuacji? On ma. Swojego najlepszego przyjaciela. To właśnie on będzie zajmował się nim w tym trudnym okresie. Będzie o niego dbał, jak jeszcze nigdy i nie odstąpi go na krok. Czy po tym b...