5.

3.4K 246 134
                                    

Syriusz, ze Skrzydła Szpitalnego wyszedł jeszcze tego samego dnia, lecz Remus musiał zostać tam do końca tygodnia, ponieważ pani Pomfrey uparła się, że chce mieć go na oku.

Tak więc w niedzielę, z samego rana, Black wszedł do Skrzydła z dwoma kanapkami i pucharem soku dyniowego. Lunatyk nie jadł zbyt dużo, ponieważ każdy kęs wywoływał u niego odruch wymiotny. Starczała mu jedna kanapka, czasem bułka, dziennie.

Łapa martwił się o przyjaciela, widząc, jak ten marnieje w oczach i nie mogąc nic z tym zrobić. W tej kwestii nawet pani Pomfrey była bezsilna.

- Jak się czujesz? - spytał, bez zbędnego powitania, siadając na krześle obok łóżka chłopaka.

- Dobrze, na prawdę nie musisz mnie o to pytać za każdym razem, gdy tu przychodzisz - odpowiedział mu szatyn i wziął jedną kanapkę.

- Ale będę to robił, ponieważ chce mieć stuprocentową pewnością, że już wszystko z tobą dobrze - nigdy nie będzie ze mną w pełni dobrze, przeszło przez myśl Lupinowi, lecz nie odezwał się, tylko zaczął pomału konsumować swoje śniadanie.

Jedli chwilę w ciszy, zajmując się własnymi myślami, gdy nagle Syriusz coś sobie przypomniał.

- Zapomniałem cię zapytać - zaczął, spoglądając na chłopaka. - Pamiętasz może, co ci się śniło, kiedy byłeś... nieprzytomny?

Remus zamyślił się na chwilę. Odkąd się obudził, często wracał myślami do snu, który miał podczas śpiączki. Był dla niego trochę, jak spełnienie marzeń, idealna rzeczywistość, w której chciał się znaleźć. Lecz było to zbyt osobiste, aby poinformować o tym Łapę, przynajmniej na tym poziomie ich znajomości.

- Nie bardzo. Pamiętam pojedyncze urywki zdarzeń, ale żadne nie składają się w całość - powiedział przepraszającym tonem.

Nie lubił kłamać, lecz na prawdę nie mógł powiedzieć przyjacielowi o swoim śnie, ten mógłby to źle zrozumieć. A ostatnie, czego w tej chwili chciał, to rozpad najlepszej przyjaźni w jego marnym życiu.

Black kiwnął głową i na powrót zajął się swoją kanapką. Czuł leki zawód, że nie dowie się, o czym śnił Lunatyk, lecz potrafił zrozumieć to, że ten po prostu tego nie pamięta. Sam miał tak bardzo często - śnił mu się jakiś cudowny sen, po czym budził się i nic nie pamiętał, oprócz poczucia, że był to sen idealny.

- Chcesz soku? - spytał po chwili, podając mu kielich. Szatyn tylko pokręcił głową. - Na prawdę powinieneś więcej pić. Jeść też.

- Tyle mi starcza - odpowiedział Lupin. Brzuch ściskał mu się z głodu, lecz ledwo mógł wcisnąć w siebie jedną kanapkę. Nie powiedział Łapie, że za każdym razem, kiedy ten opuszcza Skrzydło, on leci do toalety, aby wszystko zwrócić.

Brunet popatrzył na niego sceptycznie, lecz nie odezwał się więcej. W ciszy kończyli śniadanie, kiedy do sali weszła pielęgniarka.

- Dzień dobry - przywitała się. - Jak się pan dzisiaj czuje?

- Dobrze - odpowiedział Lunatyk i uśmiechnął się wymuszenie.

- Myślę, że mogę już dzisiaj pana wypuścić, jeśli obieca mi pan, że nie będzie się przemęczać - oznajmiła, mierząc chłopaka lekarskim spojrzeniem. Ten kiwnął tylko głową.

Z jednej strony nie chciał wychodzić ze Skrzydła, lecz z drugiej nie mógł się tego doczekać. Chciał już wrócić do swojego łóżka, zakopać się w miękkiej pościeli i na powrót oddać się użalaniu nad swoim losem, lecz wiedział, że kiedy tylko opuści tą salę, będzie zmuszony przejść przez korytarze szkoły, na których może spotkać tego ślizgona. Oraz obiecał Syriuszowi pokazać mu swoje wspomnienia z tego pamiętnego wieczoru. Tego bał się najbardziej - konfrontacji przed najlepszym przyjacielem. Ciągle w głowie gościł mu ten strach, że Łapa go odrzuci, znienawidzi, uzna za słabego, brudnego...

Looking for the moon <Wolfstar>Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz