Remus cały tydzień przesiedział w dormitorium z towarzyszącym mu Syriuszem. Huncwoci nie próbowali wyciągać go już z pokoju po tym, jak któregoś razu dostał ataku paniki, kiedy James zaproponował mu przyjście na jeden z treningów Quidditcha i mimochodem wtrącił, że mogą pojawić się tam ślizgoni.
Nastała tak długo wyczekiwana przez wszystkich sobota - dzień wyjścia do Hogsmeade, jak i spotkania grupki przyjaciół z dziewczyną jednego z nich.
Każdy był nienaturalnie podenerwowany - jedynie Rogacz wydawał się nie przejmować całą sytuacją. Peter obawiał się, czy jego przyjaciele polubią Emi, Lunatyk stresował się opuszczeniem dormitorium, a Syriusz zamartwiał się stanem Remusa. Chłopak zaczął wracać do żywych, nabierał apetytu, lecz z każdym dniem coraz bardziej widać po nim było, jak bardzo boi się soboty.
Huncwoci zjedli śniadanie w pokoju, obiad także, a po nim przyszło im zbierać się do wyjścia. Na raz, jakby ktoś wrzucił bombę do dormitorium - wszyscy zaczęli biegać, szukać swoich rzeczy, przekrzykiwać się i wywalać ciuchy z szafy. W tamtym momencie tylko Lunatyk zdawał się zachowywać zimną krew i w spokoju przegrzebywał swoją szafę w poszukiwaniu ulubionego swetra. Nikt nie wiedział, że jego spokój spowodowany coraz to rosnącym strachem, który wręcz go paraliżował.
Po dobrych parunastu minutach całkowitego rozgardiaszu, chłopcy byli gotowi do wyjścia. Prawie.
- Nie mogę - odezwał się szatyn, kiedy Peter otworzył drzwi, aby przepuścić przyjaciół przodem. Usiadł na swoim łóżku, oparł łokcie na kolanach i ukrył twarz w dłoniach, próbując uspokoić rozkołatane serce.
Syriusz i James popatrzyli na siebie jednoznacznie. Mimo, że Potter nie rozumiał dokładnie, dlaczego Lunatyk nie chce iść, jedno spojrzenie Łapy i już wiedział, o co chodzi. Kiwnął lekko głową i odwrócił się do nic nierozumiejącego Glizdogona.
- Poczekamy na dole. Chodź Pete - i wyszli.
Black podszedł do łóżka przyjaciela i przysiadł na nim, obejmując szatyna ramieniem. Ten nawet nie podniósł wzroku.
- Boisz się? - spytał cicho brunet, choć znał odpowiedź. Szatyn kiwnął delikatnie głową. - Spokojnie, wszystko będzie dobrze. Będziemy z tobą.
- Wiem, jestem tego świadomy, ale i tak... Ale i tak się boję - odpowiedział mu słaby szept. - Boję się, że odejdziecie gdzieś na chwilę, zostanę sam i akurat wtedy spotkam tego ślizgona...
- Nie zostawimy cię, na pewno nie ja - zadeklarował. - Jak chcesz to mogę nawet przez cały czas trzymać cię za rękę, żebyś wiedział, że jestem z tobą.
Lunatyk podniósł wzrok na oczy chłopaka, chcąc doszukać się w nich czegoś na kształt żartu, lecz nic takiego nie znalazł. Łapa patrzył na niego z pełną powagą i troską.
- Nie wydaje ci się... że będziemy wyglądać wtedy jak para? - spytał cicho, ciągle nie do końca wiedząc, czy brunet mówił poważnie.
- A nawet jeśli, to co? Mogę ci przysiąc, że jeśli ktokolwiek spojrzy na nas krzywo, lub powie coś złego, to go pogryzę - ciągle wpatrywał się w szatyna. - Dosłownie.
Na usta Remusa wpłynął delikatny uśmiech. Rozczulało go to, jak przyjaciel o niego dbał. Dziękował Merlinowi za kogoś takiego. W końcu odsunął się lekko od bruneta, na co ten od razu stanął na nogi i wyciągnął dłoń w stronę Lupina.
- Gotowy? - upewniał się. Chłopak pokiwała głową, chwycił rękę Łapy i podciągnął się.
Przeszedł do dreszcz, kiedy Black zamiast puścić jego dłoń, ścisnął ją mocniej i splótł ich palce. Remus spojrzał w srebrne tęczówki przyjaciela i zarumienił się lekko, widząc, jak ten wpatruje się w niego z uśmiechem. Spuścił głowę i bez słowa ruszyli do wyjścia.
CZYTASZ
Looking for the moon <Wolfstar>
FanfictionMacie kogoś takiego, na kim możecie polegać niezależnie od sytuacji? On ma. Swojego najlepszego przyjaciela. To właśnie on będzie zajmował się nim w tym trudnym okresie. Będzie o niego dbał, jak jeszcze nigdy i nie odstąpi go na krok. Czy po tym b...