*parę lat później*
Mały, jednopiętrowy domek, sporych rozmiarów ogródek i zaciszna okolica to wszystko, co mogli sobie wymarzyć. Mieli siebie, mieli swój własny kąt i to było to, czego potrzebowali do szczęścia.
Remus siedział na werandzie za domem z kubkiem gorącej czekolady w rękach i patrzył w zachodzące słońce. Napój przyjemnie ogrzewał mu dłonie, w pewnym stopniu niwelując gęsią skórkę, która pojawiła się wraz z lekkim listopadowym wietrzykiem. Patrzył i myślał.
Było dzień po pełni, więc nie był jeszcze w pełni sił, lecz ubłagał Syriusza, aby pozwolił mu wyjść z łóżka. Widział ten zatroskany wzrok i szybkie reakcje, kiedy wstawał na trzęsące się nogi. Uśmiechnął się lekko na myśl, jakie ma szczęście, mając przy sobie tego chłopaka.
Upił łyk czekolady, gdy nagle do jego uszu dobiegł odgłos lekkich kroków. Chwilę później poczuł, jak coś grubego i miękkiego przyjemnie opada mu na ramiona. Odchylił głowę do tyłu, aby spojrzeć na stojącego za nim Blacka. Ten uśmiechnął się i pochylił nad szatynem, łącząc ich usta w delikatnym pocałunku.
- Nie powinieneś siedzieć tutaj w samym swetrze, kiedy jest tak zimno - odezwał się, siadając obok chłopaka. Ten oparł głowę o jego ramie i przymknął powieki. Łapa objął go ramieniem.
Siedzieli chwilę w przyjemnej ciszy, zakłócanej jedynie cichym podśpiewywaniem ptaków. Obydwoje pogrążyli się we własnych myślach, obydwoje wspominali dawne czasy. Czasy, które przysporzyły im wszystkim dużo problemów i łez, ale także radości, śmiechu i niezapomnianych wydarzeń, bez których ich życie nie wyglądałoby tak, jak wygląda.
- Łapo... - powiedział cicho Lunatyk, ciągle nie otwierając oczu. Dłoń bruneta przyjemnie gładziła jego ramię, wywołując lekki dreszcz.
- Hm?
- Pamiętasz... - zaczął niepewnie. Nie do końca wiedział, jak powiedzieć chłopakowi to, co ma zamiar, lecz czuł, że powinien zrobić to właśnie teraz. - Pamiętasz, jak po tamtym zdarzeniu... próbowałem się zabić?
Chłopak zesztywniał, cały się spiął, jego ręka zatrzymała się na ramieniu szatyna. Lunatyk nigdy wcześniej nie wspominał o tych pamiętnych wydarzeniach z szóstego roku. Nie wiedział, czemu tego nie robił - bał się, czy wstydził - lecz nie drążył tematu, widząc, że ten po prostu nie ma na to ochoty. Rozpoczęcie takiej rozmowy mocno go zdziwiło.
Odpowiedział mu cichym pomrukiem, kiedy już minął pierwszy szok, i przytulił go mocniej do siebie, ręką znów przemierzając drogę od łokcia chłopaka aż do ramienia.
- Po tym, jak trafiłem do Skrzydła, po tym, jak się obudziłem pytałeś, co mi się śniło - powiedział. Nie było to pytanie, więc Black się nie odezwał. Czekał na dalszy rozwój sytuacji. - Powiedziałem ci wtedy, że nie pamiętam... Skłamałem.
Brunet zmarszczył brwi. W jego głowie od razu pojawiła się masa teorii na temat tego, dlaczego Lupin to zrobił. Nie chciał go popędzać, widząc, jak ciężko przychodzi mu powiedzenie czegoś takiego, więc ciągle czekał.
- Nie powiedziałem ci, bo... Bo bałem się twojej reakcji - przyznał. - Bałem się, co zrobisz, kiedy dowiesz się, jaki mam zrypany umysł, bałem się, że mnie opuścisz, zostawisz samego z tym wszystkim. Wiedziałem, że nie poradziłbym sobie bez ciebie, więc skłamałem, że nie pamiętam, co mi się śniło.
Łapa nie był gotowy na takie wyznanie. Czy na prawdę Lunatykowi mogło śnić się coś takiego, co zniszczyłoby ich relację? Czy on odsunąłby się od szatyna, wiedząc, że to tylko sen? Oczywiście, że nie.
- Remi... Co ci się śniło? - szepnął, nie mogąc wytrzymać z ciekawości.
Słyszał, jak chłopak bierze głęboki oddech, zbierając się w sobie. Syriusz przyłożył usta do jasnych włosów, całując je delikatnie, aby dodać szatynowi otuchy. Miał nadzieję, że to pomoże.
- Śniło mi się... Ty mi się śniłeś. Ty i ja, i wszyscy nasi przyjaciele. Byliśmy razem, wszyscy, cieszyliśmy się życiem. James i Lily byli razem, my też. Wtedy wydawało mi się to cudowne, ale kiedy się obudziłem... Próbowałem zapomnieć, nie chciałem dopuścić do siebie tego, że mogę czuć się w taki sposób przy przyjacielu, przy tobie. Bałem się ci to powiedzieć, wyrzekałem się tego uczucia przez dłuższy czas, wszystkie moje reakcje na ciebie, na twoją bliskość, próbowałem wytłumaczyć sobie w jakikolwiek logiczny sposób, lecz z czasem wychodziło mi to coraz gorzej. Dopiero, kiedy ty wyznałeś mi to wszystko, co do mnie czujesz, uświadomiłem sobie, że czuję się przy tobie tak samo dokładnie z tego samego powodu. W tym śnie... byliśmy już dorośli, James i Lily mieli syna, a ty... ty chciałeś mi się oświadczyć. Mieliśmy stać się rodziną i adoptować dziecko. To było... cudowne - przy końcu wypowiedzi kilka łez wydostało się spod zaciskanych powiek.
Łapa przytulił go mocno, aby po chwili odsunąć od siebie. Lunatyk spojrzał na niego załzawionymi oczami, lecz zanim zdążył się odezwać, poczuł miękkie wargi bruneta na swoich. Z przyjemnością oddał pocałunek, wkładając rękę we włosy chłopaka. Ten mruknął cicho.
- Nie myślisz, że mógł to być sen proroczy? - spytał, wprost w wargi szatyna.
Srebro zderzyło się z zielenią, a Lupina przeszedł dreszcz. Sen proroczy?
- Co masz na myśli? - szepnął, ciągle oddychając ciężko.
Black nie odpowiedział, a podniósł się z miejsca i stanął przed chłopakiem. Ten nie spuszczał z niego wzroku, kiedy brunet grzebał po kieszeniach w poszukiwaniu czegoś. Wyklinał pod nosem, czwarty raz przeszukując kieszenie, gdy nagle jego palce natrafiły na lekko szorstki materiał. Spojrzał na szatyna i uśmiechnął się. Wziął głęboki oddech, przyklękając przed chłopakiem. W jednej ręce (tak, aby Lunatyk nie zobaczył) trzymał małe pudełeczko, natomiast drugą chwycił jego dłonie, zmuszając go do odstawienia kubka.
- Remusie Lunatyku Johnie Lupinie - zaczął, a szatyn już wiedział do czego zmierza. Uśmiechnął się, choć łzy znów zagościły pod jego powiekami. Tym razem były to łzy szczęścia. - Znamy się od pierwszego roku, chodzimy ze sobą od szóstego. Byliśmy razem w tych dobrych chwilach, jak i gorszych. Bywały momenty zwątpienia, lecz nie zrezygnowaliśmy z siebie. Kocham cię całym swoim sercem i nie marzę i niczym innym, jak założenie z tobą rodziny. Więc pytam; czy spełnisz moje marzenie i przy okazji uczynisz mnie najszczęśliwszym człowiekiem w całym wszechświecie i wyjdziesz za mnie? - jedną ręką otworzył pudełeczko, w którym spoczywał złoty pierścionek.
Remus nie powstrzymywał już łez. Z mokrą twarzą i promiennym uśmiechem rzucił się na swojego chłopaka z takim impetem, że zwalili się na ziemię. Łapa wylądował na tyłku na trawie, a szatyn na jego kolanach.
- Tak - powiedział rozentuzjazmowany i złapał twarz bruneta, przyciągając go do siebie, aby złączyć ich usta w namiętnym pocałunku.
KONIEC
----------------------------------------------------
Witam wszystkich serdecznie!
Takim oto sposobem zakończyliśmy to opowiadanie. Boli mnie, że to już koniec, bo sama okropnie wkręciłam się w tą historię. Z wielką chęcią bym ją kontynuowała, lecz nie bardzo mam już pomysł i nie chciałabym zepsuć tego, co udało mi się tutaj zrobić. Na pocieszenie mogę powiedzieć Wam, że zabrałam się już za kolejną książkę, która (mam nadzieję) przypadnie Wam do gustu. (Jeśli dobrze pójdzie, to pierwsze rozdziały pojawią się już pod koniec maja.)
Chciałam Wam z całego serca podziękować za wsparcie oraz odbiór, jakiego to opowiadanie się doczekało. Z niemałą radością mogę stwierdzić, że nie spodziewałam się takiego odbioru, co tylko motywuje do dalszego działania.
Jeszcze raz bardzo wam dziękuję i już z góry zapraszam na inne książki, które pojawią się w niedalekiej przyszłości.
Swoją drogą, jak ktoś jeszcze nie czytał, to zapraszam do ,,I tak Cię kocham | Wolfstar |".
Kocham Was całym serduszkiem
__klavdia x
CZYTASZ
Looking for the moon <Wolfstar>
FanfictionMacie kogoś takiego, na kim możecie polegać niezależnie od sytuacji? On ma. Swojego najlepszego przyjaciela. To właśnie on będzie zajmował się nim w tym trudnym okresie. Będzie o niego dbał, jak jeszcze nigdy i nie odstąpi go na krok. Czy po tym b...