Rozdział dwudziesty dziewiąty

447 36 0
                                    

     Tydzień ich próbnego związku dobiegł końca tak szybko, że nie zorientował się nawet, kiedy nastała niedziela i musiał wrócić do domu, aby się spakować. Nawet nie miał pojęcia, czy ma odpowiedni sprzęt do takiej wycieczki. Całe szczęście, że miał Harrisona, który zawsze troszczył się o sprawy organizacyjne i Tom nie musiał martwić się o to, czy w jego bagażu znajdą się buty, spodnie i kurtka do jazdy na nartach. Jedyne co Holland powinien zrobić, to wrócić do domu w niedzielę po południu i spakować swoje rzeczy do walizek. 
     Niektórzy, na przykład Zendaya, z którą pracował na planie, wyśmiewała go czasami, że jest nieporadny i tak naprawdę nie jest stuprocentowym facetem, skoro jego przyjaciel musi za niego myśleć, pakować go, wszędzie z nim podróżować i pewnie by sobie bez niego nie poradził.
     Tomowi nie przeszkadzało to, że aktorka mu w ten sposób dokucza, bo robiła to na każdym kroku i mimo wszystko bardzo ją lubił. Cieszył się, że Zendaya również wybiera się z nimi na tę wycieczkę, bo jej obecność zawsze kończyła się dobrą zabawą. 
     Z Angeliną pożegnał się w niedzielny ranek, gdyż i ona miała zacząć pakowanie, a po południu miała do niej przyjechać Amelia, aby następnego dnia rano mogły wyjechać na lotnisko z jej domu. 
     - Czuję, jakbym żegnała się z tobą na rok, a nie na dwa tygodnie - przyznała Angelina, kiedy stanęli w drzwiach, trochę skrępowani. Było to dziwne, gdyż spędzili ze sobą już tyle czasu, że nie powinni czuć tej niepewności.
     - Minie jak dwa dni, zobaczysz - zapewnił, zawieszając sobie torbę na ramię. - Ani się obejrzysz, a będziesz miała mnie dość.
     - O to się nie martw - zaśmiała się. - No dobrze - zawahała się. - Tylko pisz do mnie, dobrze? Żebym się nie martwiła.
     - Codziennie milion wiadomości. Zrozumiałem. - Udawał, że salutuje, wywołując tym jej śmiech.
     - Może nie milion... Tysiąc wystarczy.
     - Masz to jak w banku.
     Nie wiedzieli, co mogliby jeszcze powiedzieć, więc Tom rzucił "do zobaczenia za dwa tygodnie" i złożył na ustach Angeliny głęboki pocałunek. Ona zarzuciła mu dłonie na szyję i zrozumiał, że chciałby trwać tak znacznie dłużej. A kiedy poczuł, że dziewczyna zabiera ręce, pragnął zrezygnować z tego urlopu i zamknąć się z nią w domu i nie wypuszczać z objęć już nigdy. 
     Chciał zamknąć się z nią w sypialni i...
     Stop.
     Wystarczy.

     Już o świcie był na nogach i poganiany przez Harrisona zbierał ostatnie rzeczy, takie jak szczoteczka do zębów, portfel, klucze i komórkę i przegryzał ostatni kęs kanapki przygotowanej przez przyjaciela, który tryskał entuzjazmem z samego rana. Był pewien, że Ostrfield przy najbliższej okazji utnie sobie drzemkę, bo rzadko kiedy wstawał z łóżka wcześniej niż przed siódmą rano. A teraz było zdecydowanie wcześniej niż siódma rano.
     Poprzedniego wieczoru do późna w nocy pakowali walizki i sprawdzali co chwila, czy wszystko jest na swoim miejscu, czy o nic nie będą musieli się martwić. Przespali kilka godzin, przez co zerwanie się o świcie było dla nich obu prawdziwą udręką. Harrison z podpuchniętymi oczami dopijał resztkę kawy z kubka, który zaraz odstawił do zlewu, a Tom wepchnął resztki drugiej kanapki do ust i z pełną buzią zaczął sprzątać resztki ze stołu. 
     Kilka minut później stali już na podjeździe, czekając na autokar, który zabierze Harrisona i Toma oraz ich pięć ogromnych walizek i wreszcie będą mogli przespać jeszcze kilka godzin, choćby na twardych siedzeniach w autobusie. 
     Po pięciu minutach zauważyli jak zza zakrętu wyłania się olbrzymi autokar i poczuli ulgę, kiedy zapakowali już swoje bagaże i zajęli miejsca na cudownie miękkich siedzeniach. Od razu zarzucili na siebie koc, który zabrali z kanapy w domu i pogrążyli się we śnie, jak reszta pasażerów. Po drodze mieli się zatrzymać w jeszcze kilku miejscach, aby zgarnąć resztę osób, a później już prosto w góry. 

     Wiadomość od: ANGELINA RUSSO

WŁAŚNIE WSIADAMY DO SAMOLOTU. JESZCZE NIGDY NIE WSTAWAŁAM O TAKIEJ GODZINIE. MAM NADZIEJĘ, ŻE U CIEBIE LEPIEJ. W SAMOLOCIE MUSZĘ SIĘ KONIECZNIE PRZESPAĆ. ODEZWĘ SIĘ NA MIEJSCU.

You're the one that I loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz