1

672 19 5
                                    

Tętent koni rozlegał się po szlakach lasu Sherwood. Powoli zmierzchało; nadchodziła godzina umówionego spotkania z wysłannikiem szeryfa z Nottingham. Grupa kupców zebrała się na polanie i z obawą czekała na pojawienie się dobrze znanego im rycerza.

- I co teraz, Wasilij? – pytali jeden przez drugiego – Co mu powiemy? Ty ostatnio z nim pertraktowałeś, wymyśl coś!

- Co ja mogę – westchnął mężczyzna, odznaczający się silnym, rosyjskim akcentem – Damy mu tyle, ile mamy...

- Zabije nas, pewne jak nic!

- Nie zabije, bo szeryf straciłby źródło dochodów. Dogadamy się jakoś...

Z obawą spojrzał na rozbite nieopodal obozowisko, gdzie oczekiwały ich żony z dziećmi. Byli w wiecznej wędrówce; podróżowali po całej Anglii, trudniąc się kupiectwem. Sprzedawali wszystko, co tylko mogli, a było ich pięciu: Wasilij z Rusi, Giovanni i Silvio z Wenecji, Vidor z Węgier i Jacques z Francji. Wszyscy mieli żony i dzieci; Wasilij jedyną swoją córkę, Anastazję, kochał ponad własne życie. Vidor miał dwóch synów, podobnie jak Silvio, Giovanni miał dwie córki i syna, a Jacques – trzech synów i trzy córki.  Bali się o swe rodziny niemożebnie; kto wie, co zrobi mściwy, okrutny rycerz, gdy dowie się, że kupcy nie mają dość pieniędzy, by zapłacić mu zwyczajowy haracz, który regularnie od nich ściągał. Oczekiwali jego przybycia z obawą, niepewnie zerkając na siebie. W końcu na rozjaśnioną blaskiem ognia polanę wjechał kary koń, wiozący na grzbiecie odzianego w czerń, groźnie wyglądającego rycerza, a za nim – kilku żołnierzy.

- Sir Guy – Wasilij pokłonił się nisko – To zaszczyt widzieć cię tu...

- Dawaj złoto – warknął rycerz, zeskakując z konia; ewidentnie nie miał tego wieczora humoru.

- Panie, chcieliśmy ci powiedzieć...

- Złoto!!! – wrzasnął, wyciągając miecz z pochwy i przytykając go do gardła przerażonego Wasilija – Nie mam ochoty na pogaduszki z tobą.

- Panie – Silvio padł na kolana – Oszczędź Wasilija! Mamy złoto, lecz nie tyle, ile mieliśmy mieć...

- Co mnie to obchodzi!?

- Sir Guy, zrobimy wszystko, by oddać ci wszystko z nawiązką. Weź to, co mamy – Vidor przyłączył się do błagań przyjaciela – Przysięgam na moją żonę, że oddamy wszystko!

Mężczyzna odziany w czarne skóry spojrzał na nich z wyższością. Co za głupi motłoch... Niepotrzebne mu ich błagania i przysięgi, miał za zadanie ściągnąć z nich złoto! Chciał jednym ruchem ściąć głowę Wasilijowi, lecz jego wzrok skupił się na pobliskim obozowisku...

- Nie macie wystarczająco złota, tak? – powiedział chłodnym tonem, mierząc ich wzrokiem – Dajcie to, co macie – rozkazał.

Jacques drżącymi rękoma podał rycerzowi sakwę ze złotem. Ten zajrzał do środka i uśmiechnął się kpiąco.

- TO ma być podatek dla... króla?

- Panie, miesiąc ten był ubogi, lud zubożał i nie kupuje już tyle, co zawsze...

- Dobrze. Dobrze. Wystarczy mi tyle złota.

- O panie! Niech Bóg ci wynagrodzi twą dobroć! – Wasilij padł na kolana – Obyś żył w zdrowiu przez długie lata, kochany przez lud!

- Nie potrzebuję miłości prostaków – prychnął wściekle – A wasz niepełny podatek uzupełnię sobie według własnego uznania.

Spojrzał na żołnierzy i skinął głową w kierunku obozowiska. Od razu pojęli, o co chodzi; dobyli mieczy i ruszyli w tamtą stronę. Kupcy zrozumieli, co się święci.

Czarny AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz