6

289 10 3
                                    

- Gisbooorneee!!!

Dziki wrzask szeryfa oderwał Guy’a od lektury; czytał właśnie stare rękopisy, które niegdyś dostał od popa, więzionego przez szeryfa. To zwyczajne, nic nie warte listy, ale jemu nie chodziło o treść – po prostu powoli rozszyfrowywał cyrylicę, a że dawno już nie miał z nią styczności, przypominał sobie ruski język. Sam nie wiedział, po co to robi, ale przy tym powoli zaczynało brakować mu Anastazji. Pomyślał sobie, że może wystarczy już bezcelowego karania jej, teraz jednak musiał iść do Vasey’a.

- Gdzie byłeś!? – wrzasnął szeryf, gdy Guy przekroczył próg jego komnaty.

- U siebie – syknął rycerz – Potrzebujesz czegoś, panie?

- Zobacz! Zobacz, Gisborne! Służba jest NIEUDOLNA! Prosiłem o wino, a co dostałem? Co, Gisborne?

- Nie wiem.

- Mleko, czarny baranie!!!

Guy przewrócił oczami. Nie wierzył, że Vasey wzywa go z powodu… MLEKA! To tak niedorzeczne, że ledwo powstrzymał się od parsknięcia śmiechem.

- Istotnie, to wielka zniewaga – westchnął – Jak mogę ci pomóc, panie?

- Przyprowadź mi tą, która przyniosła mi to świństwo – szeryf wychylił mleko jednym łykiem – Już!

- Z przyjemnością będę oglądał, jak zawiśnie.

Guy obrócił się na pięcie i skierował się do kuchni. Szeryf doprowadzał go do szału, wzywał z powodu nieważnych błahostek, wyżywał się na nim, poniżał – a przecież był w swoim mniemaniu wybitnym rycerzem, który miał większe predyspozycje do bycia szeryfem niż łysa gnida, która zatruwała mu życie!

- Joan – zawołał, widząc zarządczynię służby przy drzwiach kuchni.

- Witaj, sir Guy – skłoniła się – W czym mogę pomóc?

- Joan, Vasey prosił o wino, a dostał mleko – Gisborne uśmiechnął się z ironią – Służąca, która mu je dostarczyła, ma natychmiast się u niego zjawić.

- Wybacz, panie, gdybym wiedziała…

- Jak dla mnie, możecie podać mu nawet truciznę. Przynajmniej nie będzie mnie wzywał w tak bzdurnych sprawach.

- Jak sobie życzysz, panie – Joan odwzajemniła jego uśmiech; była jedyną osobą, którą Gisborne jako tako szanował, i która mogła sobie pozwolić na odrobinę żartów w jego obecności. Znała go długo i wiedziała, kiedy i na co może sobie pozwolić – Już wołam nieposłuszną służącą – dodała.

- Wspaniale.

Joan otworzyła drzwi do kuchni i rozkazała jednej z dziewcząt natychmiast udać się do szeryfa. Gisborne zmierzył służkę z góry do dołu – nie znał jej imienia, ale kojarzył ją z wyglądu. Nie myślał jednak o niej; wszedł do kuchni i stanął pośrodku, rozglądając się dookoła.

- Anastazja! – krzyknął donośnie.

Dziewczęta zamarły. Patrzyły na jego surową twarz i bały się nawet poruszyć. Brigitte spuściła wzrok, nie mogąc na niego patrzeć. Czego ten potwór mógł chcieć od jej przyjaciółki? Wprawdzie od paru dni unikała jej, nie chcąc rozmawiać z nią o tym, co zaszło – a właściwie co nie zaszło w jego komnacie, ale nadal była jej najbliższą przyjaciółką i bała się o nią. Nie chciała, by Gisborne skrzywdził ją w jakikolwiek sposób.

- Anastazja!!!

Rusinka usłyszała go już za pierwszym razem, jednak bała się mu pokazać. W końcu jednak wyszła na środek i dygnęła przed nim; Guy skinął głową, pokazując na drzwi, i bez słowa wyszedł. Anastazja zebrała się w sobie i postanowiła stawić mu wreszcie czoła. Od kilku dni dotkliwie za nim tęskniła, a jednocześnie chciała wykrzyczeć mu prosto w twarz, co myśli o jego zachowaniu. Może teraz jest odpowiedni moment… Wiedziała, że nie ma do tego prawa jako zwykła służąca, ale nie miała nic do stracenia. Teraz, kiedy wiedziała już, że go kocha, wszystko jej było jedno. Mógł ją nawet kazać powiesić, mógł zabić ją własnoręcznie – bez niego jej życie i tak było bezwartościowe. Gdyby nie Guy, uciekłaby stąd. Poprosiłaby Robina, żeby pomógł jej wrócić do rodziny. Nie chciała jednak tego, pragnęła spróbować dotrzeć do niego, do jego duszy, dlatego podążyła tuż za nim do jego komnaty. Nie bała się już niczego.

Czarny AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz