3

315 12 2
                                    

Świt nie zastał Guy’a śpiącego. Nie mógł zmrużyć oka przez całą noc, częściowo przez Marian, częściowo przez Anastazję. Ta pierwsza zaprzątała mu głowę z powodu oczywistych uczuć, jakie do niej żywił, i poprzez wątpliwości, jakie zasiał w nim Robin. Anastazja zaś spędzała mu sen z powiek z prozaicznych powodów: była piękna, młoda, a takie kobiety w swoim łożu Guy lubił najbardziej. Był jednak zbyt inteligentny, by siłą brać ją i słuchać jej protestów, płaczu, nie sprawiało mu to nigdy żadnej przyjemności. Wiedział, że może dostać to, czego oczekuje, bez użycia przemocy, a że był niezmiernie cierpliwy jeśli o kobiety chodzi, postanowił zaczekać, aż bogobojna Anastazja sama się przełamie. Z innym służkami nie miał problemu – dlaczego więc z nią miało być inaczej?

Kiedy tylko zobaczył wschodzące słońce, przypomniał sobie o Robin Hoodzie, i zerwał się na nogi. Szybko ubrał się i zszedł do lochów.

- Gdzie Hood? – zapytał strażnika, stojącego przy wejściu.

- Nie ma, panie.

- Jak to: nie ma!? Miał być wczoraj wieczorem! Gdzie ta banda nieudaczników!

Wściekły jak mało kiedy wybiegł na dziedziniec i skierował się do stajni. Nie było koni. Co, do diabła, stało się z jego wojskiem!? Kopnął ze złością stojącą w kącie beczkę i skrzywił się z bólu. Wyszedł ze stajni i rozejrzał się dookoła. Usłyszał jakiś hałas za bramą… Czym prędzej poszedł tam i o mało co nie wyszedł z siebie. Jego armia właśnie dotarła do murów Nottingham, brudna, poobijana, i – wnioskując po minach – bardzo niezadowolona. Przerazili się, widząc wściekłego Gisborne’a zmierzającego w ich kierunku.

- Gdzie jest Hood? – wrzasnął – Gdzie ta leśna banda!?

- Panie… Próbowaliśmy…

Guy chwycił przelęknionego żołnierza za szyję i przydusił go do muru.

- Gdzie. Jest. Hood – cedził powoli przez zaciśnięte zęby.

- Panie, uciekli nam – wydyszał z trudem żołnierz, w odpowiedzi na co poczuł bolesne uderzenie w brzuch.

- JAK!?

- Kobieta… Prosiła, by poluzować jej więzy, bo bolało – jęknął.

- Bolało ją!? – wrzasnął Guy, obdarowując go mocnym kopniakiem poniżej pasa – Tak ją bolało!?

- Sir Guy! – pisnął żołnierz, płacząc z bólu – Błagam…

- Mów dalej, co się działo.

- Ona skorzystała z okazji i… oswobodziła się. Siedziała na jednym koniu z Hoodem – mamrotał obolały żołnierz – Rozwiązała go i…

- Nie kończ!!!

Ogarnięty szałem Gisborne kopnął go ponownie, a żołnierz przeraźliwie krzyknął, opadając na ziemię.

- Babę bolało!? – wrzasnął Guy – Powinniście byli zrobić tak, żeby bardziej ją bolało! Nie wiecie, jak traktować wrogów państwa!? To bandyci, a wy… wypuściliście ją, bo ją bolało!!!

- Sir Guy, złapiemy ich…

- Jak!? Jak chcecie ich złapać!? – darł się Gisborne, będąc w przerażającym amoku – Wisząc na szubienicy, czy z odciętą głową!?

- Błagamy o litość, panie…

- Litość… Litość!? Przez waszą niekompetencję i skrajne zidiocenie będę musiał tłumaczyć się przed szeryfem, dlaczego leśna banda jeszcze nie wisi!!! Zabiję każdego z was z osobna!!!

Spojrzał na kulącego się na ziemi żołnierza, i z całej siły kopnął go parokrotnie. Mężczyzna wył z bólu, a reszta cofnęła się o parę kroków. Nigdy jeszcze tak mocno nie bali się go, był jak diabeł wcielony, a kiedy wydobył z pochwy swój miecz i zatopił go w boku leżącego żołnierza, jego oczy były pełne przerażającego szaleństwa i furii.

Czarny AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz