19

134 10 0
                                    

- Marian!

Hood wyskoczył zza krzaków i podbiegł do ukochanej. Rozglądał się nieufnie wokół siebie, jakby bał się, że nie tylko ona przybyła na spotkanie.

- Robin! Co ty tu... Isabella?

Odwróciła się, ale siostry Guy'a nie było w pobliżu. Jak to, przecież jeszcze przed momentem rozmawiały! Nie mogła się przecież zgubić na prostej drodze!

- Kochana – Hood wyciągnął ramiona, pomagając dziewczęciu zejść na ziemię – Chciałaś mnie widzieć. Co się stało? Dzieje ci się krzywda?

- Robin, ależ... skąd przyszło ci do głowy, że chciałam cię spotkać?

- Przecież kazałaś przekazać Alanowi, że masz mi coś do powiedzenia!

- Robin, ale ja... Ja w ogóle nie widziałam się z Alanem – Marian rozejrzała się, czując podstęp i obawiając się zdrady – Jestem na przejażdżce z Isabellą...

- Której tu nie ma! – krzyknął Hood – Marian, to pułapka!

- Isabella nie zrobiłaby mi tego...

- Nie znasz jej! To siostra Gisborne'a, jest zdolna najpewniej do takich samych podłości, jak on! Alan na pewno powiedział jej o wszystkim i chcieli cię zdemaskować!

- Boże, Robin! Co robić!?

- Tylko spokojnie, po prostu wsiądź na konia i wracaj do domu.

- Guy może być gdzieś w pobliżu!

- Dlatego właśnie wracaj. Ja sobie z nim poradzę, jak zawsze zresztą.

- Jak Alan mógł być tak podły! – spuściła głowę, nie dowierzając – Nie sądziłam, że będzie próbował mnie zniszczyć!

- Trzymaj się od nich z daleka, Marian. W sobotę uratuję cię. Przyjdź do kościoła, udawaj przed Gisbornem jak tylko potrafisz, a wtedy ja porwę cię sprzed ołtarza i pokażemy mu! Niech go boli jak najmocniej! Zemścimy się na nich wszystkich, kochana, tylko wytrzymaj kilka dni...

- Robin, dla ciebie zrobię wszystko. Obiecaj, że za tydzień będziemy razem!

- Przysięgam. Teraz wracaj do domu.

Pocałowała go i przestraszona wskoczyła na wierzchowca. Hood rozglądał się uważnie, wypatrując Alana.

- Wyjdź, tchórzu! – krzyknął – Nie chowaj się! Wiem, że tu jesteś!

Echo niosło jego głos, ale nikt mu nie odpowiadał. Nie dawał za wygraną, przeszukiwał wszystkie pobliskie krzaki, mając nadzieję na odnalezienie dawnego przyjaciela, ale na próżno. Alana nigdzie nie było. Wściekły i rozczarowany wrócił do obozowiska; po ostrym spięciu sprzed kilku dni pogodził już się z przyjaciółmi, przepraszając ich za swoją reakcję. Nie zostawiliby go na dobre, ale jego niemiłe słowa zabolały ich. Teraz byli w kryjówce, czekając na niego, i od razu poznali, że coś jest nie tak. Wściekły, opowiedział im o całym zajściu i podejrzeniu, że to Alan stoi za tym wszystkim – oczywiście spiskując z Isabellą. Banitom trudno było uwierzyć, że ktoś, kogo do niedawna uważali za brata, zdradził ich w tak paskudny sposób. To było jak cios w serce – najpierw przyłączenie się do Gisborne'a, a teraz to?

- Zemścimy się – Mały John wbił z impetem nóż w ziemię – Poleje się krew.

- Nie. Zniszczymy Gisborne'a emocjonalnie – odparł Hood – Ośmieszymy i skompromitujemy go w dzień ślubu.

- A co z Alanem?

- Ten robak nie zasługuje nawet, by na niego splunąć. Kiedy cierpi jego pan, cierpi i on. Zaufajcie mi, to będzie piękny dzień...

Czarny AniołOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz