~ 6 ~

798 65 32
                                    

•••

~ 4 miesiące później ~

Jenna stała przed lustrem, rozczesując swoje włosy. Kilka tygodni temu obcięła je do ramion, które, ku jej niezadowoleniu, strasznie zaczęły się elektryzować.

— Szlag by to trafił... — Mruknęła pod nosem — Chyba będę zmuszona założyć czapkę w lato.

Kobieta bardzo się zmieniła od momentu, kiedy przybyła na Ziemię. Była już dorosłą, dojrzałą kobietą, która wiele w życiu przeszła. Jej twarz znacznie spoważniała, a jej cera była blada jakby celowo unikała słońca. Włosy wciąż pozostawały ciemne, z tym wyjątkiem, że nie były już długie.

Jenna westchnęła ze zrezygnowaniem i odłożyła szczotkę. Wyszła z łazienki i ruszyła do salonu, gdzie chwyciła za telefon i otworzyła wiadomości.

Zauważyła, że niedawno dostała maila od Sama, który aktualnie przebywał gdzieś w północnej Afryce:

Hej, Jenn. Co słychać w domu? Sarah nadal się gniewa, że zapomniałem o jej urodzinach? Mam tutaj sporo na głowie. Niejaki Batroc porządnie sobie ze mną pogrywa. Miło byłoby mieć ciebie u boku i poczuć się jak za starych, dobrych czasów. Niebawem wracam do domu. Mam nadzieję, że z tej okazji zrobicie małą imprezkę powitalną. Pozdrów Sarę i chłopców.  Sam"

Jenna uśmiechnęła się pod nosem po czym napisała wiadomość do Sary, że jej brat niebawem zawita w mieście.

Odłożyła telefon i podeszła do zlewu by umyć naczynia. Rozmyślała nad wiadomością od przyjaciela i nieco posępniała. Pragnęła udać się na jakąś misję by ponownie poczuć się potrzebną. Niestety. Rząd zadecydował by się nie wychylała, a przypomniawszy sobie o sytuacji z Nowego Jorku oraz kamieniu, którym dostała w głowę, niechętnie przyznała im rację.

•••

Kilka dni później przebywała u Sary. Przyjaciółka piekła domową szarlotkę, a Jenna biegała po podwórku z Cassem i AJ'em, grając z nimi w piłkę.

— Co tak wolno, Cass? — Zawołała do niego z drugiego końca ogrodu — Coś słabo z twoją kondycją.

— Niestety przyszło mi urodzić się jako zwykły człowiek, ciociu.

Jenna uwielbiała jak ta dwójka nazywała ją ciocią. Nie byli ze sobą spokrewnieni, jednakże często spędzali wspólnie czas podczas, którego bardzo się ze sobą zżyli.

— Zwykły człowiek, który radzi sobie z matematyką znacznie lepiej niż ja — Rzekła Jenna podchodząc do chłopca, mierzwiąc mu włosy.

— Siadajcie do stołu i jedzcie póki ciepłe — Krzyknęła do nich Sara, która położyła smacznie wyglądające ciasto na stół — AJ przynieś talerzyki.

Jenna ruszyła w jej stronę. Usiadła na krześle i oznajmiła:

— Pachnie znakomicie.

— To rodzinny przepis. Jest w naszej rodzinie od pokoleń — Oznajmiła dumnie Sara i nałożyła kawałek ciasta na talerz po czym podała go Jennie.

Rodzina Wilsonów i Jenna spędzili wspólnie miłe popołudnie. Opowiadali sobie różne historie z ich życia, plotkowali o sąsiadach i dzieciakach ze szkoły, a na koniec wzięli się za gry planszowe.

Jenna uwielbiała takie dni. Wtedy mogła zapomnieć o otaczającym ją świecie oraz o zmartwieniach, które nękały ją po nocach.

Wanda, tak jak zapowiedziała, udała się w jakieś odosobnione miejsce by pogodzić się ze swoją stratą.

Sam podróżował po świecie, zwalczają zło, a James po prostu zniknął.

Jenna była na niego wściekła. Miała do niego żal, jednakże nie miała zamiaru okazywać swojej słabości i uniosła się dumą, która nie pozwalała jej na dzwonienie do niego i wypisywanie wiadomości z prośbą o spotkanie.

— Jego strata — Powiedziała jej pewnego dnia Sara, kiedy ta opowiedziała jej o Jamesie.

Jenna co kilka tygodni odwiedzała nagrobki przyjaciół. Zapalała im znicze, wymieniała kwiaty, robiła porządki dookoła, a przede wszystkim wiele mówiła. Rzecz jasna mówiła do samej siebie, jednakże miała nadzieję, iż przyjaciele ją słyszą.

Pewnie macie teraz niezły ubaw — Rzekła pewnego dnia, kiedy podlewała kwiaty przy grobie Natashy — Obserwujecie mnie z góry i myślicie sobie: co to za wariatka, która gada sama do siebie? Tą wariatką jest wasza stara przyjaciółka, która dba aby tych nagrobków nie obrósł mech. Już widzę co to będzie, kiedy do was dołączę... Ależ będziecie mi wypominać historie, które opowiadałam wam przesiadując samotnie na cmentarzu.

Jenna poprawiła wazon kwiatów, oderwała zwiędnięte liście i kontynuowała:

— Byłam ostatnio w tej knajpie, którą przed laty polecił nam Tony. To ta, do której udaliśmy się po bitwie o Nowy Jork. Wiesz, że mają kanapkę, która nazywa się „Luksusowa kanapka Starka"? Cóż za żenująca nazwa... Ale przynajmniej ma podwójny bekon i ser.

Kobieta zaśmiała się pod nosem i pokręciła głową, dodając:

— Tony'emu na pewno by posmakowała. Będę musiała napomnieć o tym Pepper by zabrała tam małą Morgan.

Jenna nie doczekała się odpowiedzi od przyjaciółki. Niestety, kiedy ludzie umierają, zabierają ze sobą również swój głos.

Jenna zastanawiała się czy Steve, Natasha i wszyscy, których straciła, zdawali sobie sprawę, że byłaby ona w stanie zabić by choć raz jeszcze usłyszeć ich głos. Ich śmiech.

•••

Element; Dziedzictwo • Avengers / Marvel •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz