•••Jenna i Steve biegli przez park, kiedy zatrzymali się przy ławce, na którą kobieta opadła, oddychając ciężko.
— Dosyć, Rogers. Jestem wykończona.
— Fizycznie czy psychicznie?
Jenna zerknęła na niego, zastanawiając się jakim cudem zawsze zauważał wszelkie zmiany w jej zachowaniu.
— To i to.
Mężczyzna usiadł obok niej i zapytał:
— Wciąż o tym myślisz?
Minęły dwa tygodnie od śmierci Friggi oraz biologicznego ojca Jenny.
— Tak... — Szepnęła smutno — Jestem taka żałosna, że nie potrafię sobie z tym poradzić. Uśmiecham się, ale wewnątrz jestem złamana. Staram się nie okazywać słabości. Jesteś jedyną osoba, przy której mogę szczerze uronić łzy, nie wstydząc się tego jak brzydko i żałośnie wtedy wyglądam.
— Nie zgadzam się z tym.
— Z czym?
— Ze stwierdzeniem, że brzydko wyglądasz. Jesteś piękna, Jenn. I nie chodzi mi tylko o twój wygląd. Mam na myśli twoją inteligencję, twój uśmiech, twoje łzy, twoje momenty załamania, twoje poczucie humoru. Jesteś wspaniała osobą. Jeśli ja jestem w stanie to dostrzec, to ty również powinnaś.
Jenna obudziła się, jednakże nie znajdowała się w swojej sypialni. Stała w lesie, dookoła unosiła się mgła, z której wyszła staruszka od przepowiedni:
— Oh, moja droga. Jego starta jest dla ciebie wyjątkowo bolesna. Dręczą cię myśli o tym co by się stało gdybyś przyjęła go do swojego serca? Na pewno tak jest. Cóż, wyjaśnię ci...
— Nie interesuje mnie to — Warknęła wrogo Jenna.
— Wciąż by tutaj był... Przy tobie. Do samego końca.
— Przestań, przeklęta wiedźmo! Nie prosiłam cię byś wyznała mi moje przeznaczenie! Zostaw mnie w spokoju bo odnajdę cię i spalę na popiół.
— Nie możesz zabić kogoś kto od dawna jest już martwy, Jenno. Oh, słodkie dziecko. Tak bardzo jest mi ciebie żal.
•••
Jenna siedziała na werandzie swojego domu i wsłuchiwała się w szum rozpościerającego się przed nią lasu.
Błogą ciszę przerwało jej nawoływanie, dobiegające z domu:
— Halo, halo! Jest tu ktoś?
Na dźwięk znajomego głosu, Jenna poderwała się z miejscu i ruszyła do domu, gdzie czekał na nią Sam. Kobieta przytuliła przyjaciela na powitanie i z uśmiechem na twarzy rzekła:
— Nie mówiłeś, że wracasz do domu. Jak było na ostatniej misji?
— A jak miało być? — Zapytał Wilson wzruszając ramionami — Jak zwykle dałem czadu.
Jenna zagotowała wodę i przygotowała herbatę. Podała malinowe babeczki, które upiekła tego ranka i usiadła przy stole naprzeciwko przyjaciela. Sam opowiedział jej o przebiegu ostatniej misji w Tunezji podczas, której odbił zakładnika niejakiemu Georgesowi Batrocowi.
Batroc był najemnikiem i przestępcą, poszukiwanym przez Interpol. Niegdyś Jenna miała z nim styczność, kiedy to Kapitan Ameryka pojmał go i wsadził do aresztu T.A.R.C.Z.Y. Jak się okazało, mężczyzna zdołał uciec.
Sam opowiedział Jennie również o współpracy z Torresem, jego nowym znajomym. Joaquin Torres był porucznikiem Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych i oficerem wywiadu. Często wspólnie wyruszali na niebezpieczne misję do dalekich krajów.
— Będziesz musiał kiedyś go tutaj zaprosić — Rzekła Jenna z uśmiechem — Chętnie z Sarą poznamy chłopaka, który wytrzymuje w twoim towarzystwie więcej niż godzinę.
Sam zaśmiał się na te słowa po czym chwycił babeczkę.
Ten dzień był bardzo udany. Jenna w końcu miała okazję porozmawiać z przyjacielem i dowiedzieć się o sytuacji na innych kontynentach. Brakowało jej jego towarzystwa.
•••
CZYTASZ
Element; Dziedzictwo • Avengers / Marvel •
FanficCzwarta, a zarazem ostatnia część przygód Jenny oraz Avengersów. Światu ponownie zagraża wielkie niebezpieczeństwo, a wielu superbohaterów odeszło. Jenna będzie musiała poświęcić najwyższą cenę by zagwarantować bezpieczeństwo swoim bliskim. Nadszedł...