~ 26 ~

678 62 9
                                    


•••

Jenna, z niepewnością rosnącą w sercu, obserwowała jak James pakuje swoje rzeczy do torby.

Karli i Flag Smashers zaatakowali rządową placówkę, toteż James i Sam wyruszali tam by się z nimi skonfrontować.

Jenna pragnęła udać się wraz z nimi, jednakże spotkała z natychmiastową odmową.

— Nie ma takiej opcji — Oznajmił jej wtedy James.

— Już raz próbowali ciebie załatwić — Dodał Sam — Teraz twoim priorytetem powinna być ochrona dziecka, które zapewne nie może się doczekać aż pozna wujka Sama.

— Cóż — Westchnęła kobieta — Miło widzieć, że przynajmniej w tym się zgadzacie.

James podszedł do niej, pocałował na pożegnanie i szepnął:

— Nie martw się, Jenn. Wszystko będzie dobrze. Wrócę do was.

Jenna nie miała wątpliwości, że tak właśnie będzie.

•••

Siedziała samotnie w swojej sypialni, zatykając sobie uszy by nie słyszeć informacji przekazywanych w telewizji.

Towarzyszyli jej Cass i AJ, którzy próbowali poprawić jej humor, jednakże sami obawiali się o życie swojego wujka oraz Jamesa.

Jedynie Sarah pozostała przed monitorem telewizora i uważnie obserwowała relacje dziennikarzy i mieszkańców miasta, którzy byli świadkami tamtejszych wydarzeń.

Czas Jennie dłużył się w nieskończoność. Było jej niemiłosiernie gorąco oraz niedobrze. Z mocno bijącym sercem czekała na jakieś dobre wieści.

Owe wieści nadeszły po kilku godzinach, kiedy AJ i Cass już dawno zasnęli. Jenna leżała obok nich, starając się dodać im otuchy w tej ciężkiej chwili, pełnej niespokojnego oczekiwania.

— Jenn!

Kobieta poderwała się z łóżka na dźwięk głosu Sary. Upewniła się, że chłopcy wciąż śpią i szybko zbiegła na dół, gdzie siostra Sama wskazywała na monitor, mówiąc:

— Spójrz!

— Czy oni żyją? — Zapytała Jenna drżącym głosem.

— Tak — Odparła przyjaciółka, a po twarzy Jenny spłynęły łzy szczęścia.

Szybko doskoczyła do telewizora, gdzie ujrzała Sama, w nowym uniformie, przemawiającego do zgromadzonych dookoła ludzi:

— Jak to jest być bezsilnym? Wiedziałbyś o tym, gdybys zmierzył się z czymś, co potrafi wymazać połowę istnień. Gdy tylko podnoszę Tarczę, która przez tak wiele lat należała do Steve'a, wiem, że miliony mnie za to znienawidzą. Nawet teraz... czuje to. Ich wzrok, osądy, komentarze. Nie mogę zrobić niczego, by to zmienić.

Jenna wpatrywała się w twarz przyjaciela, a duma wypełniała jej serce. Duma, a zarazem zrozumienie dla osoby, której dotychczas nie darzyła szczególną sympatią. Zrozumienie dla Johna Walkera, który usilnie pragnął akceptacji, wiedząc, iż mierzy się z ciężkim zadaniem, wszak dotychczasowy Kapitan Ameryka, Steve, był kimś wyjątkowym. Był kimś, kogo Walker podziwiał i pragnął być takim jak on. Niestety, mimo starań, bezskutecznie.

— Ale wciąż tu jestem... — Kontynuował Sam — Bez super serum, blond włosów, niebieskich oczu. Jedyną moją mocą jest wiara, że stać nas na więcej. Nie możemy żądać popracia, jeśli nie wyjdziemy ludziom naprzeciw. Karli zginęła, próbując powstrzymać ludzi takich jak wy — Tu wskazał na kilku członków rządu — Ale nikogo z was nie interesowały jej powody. Musicie stanąć na wysokości zadania, ponieważ w innym wypadku znajdą się kolejni tacy jak Karli Morgenthau.

Po tych słowach Sam podszedł do Johna Walkera i kiwnął mu przyjacielsko głową, a następnie wraz z Jamesem oddalili się od tłumów i kamer.

Jenna odczuwała ogromną dumę i ulgę, że oboje wyszli cało z tej potyczki. Wszystko wracało do normy.

Zemo znajdował się w więzieniu o zaostrzonym rygorze, Sharon wróciła do ojczyzny, a minione wydarzenia stanowiły już przeszłość.

Jenna z nadzieją spoglądała w przyszłość. W przyszłość, o jakiej od dawna marzyła.

•••

Element; Dziedzictwo • Avengers / Marvel •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz