~ 12 ~

795 66 42
                                    


•••

Jenna próbowała nie parsknąć śmiechem, kiedy patrzyła na Sama. Mężczyzna ubrany był w wyjątkowo abstrakcyjny i krzykliwy garnitur, a rola, jaką przyszło mu grać, była przezabawna.

— Uśmiechnięty Tygrys? — Zapytał Wilson z rezygnacją w głosie — Poważnie? Wyglądam jak alfons.

— Tylko Amerykaniec uznałby szyk mody za ubiór alfonsa — Oznajmił Zemo — Wyglądasz adekwatnie do swojej roli. Wyszukany, czarujący Afrykańczyk, Conrad Mack, alias Uśmiechnięty Tygrys.

Jenna ponownie zwalczyła pokusę zaśmiania się. Obiecała sobie, że musi zrobić przyjacielowi zdjęcie, zanim ten zdejmie z siebie ten fantastyczny strój.

Cała czwórka szła przez wielki most ku czekającemu na nich pojazdowi.

James również był bliski śmiechu zerkając na Sama, aczkolwiek Jenna również wyglądała komicznie.

Ubrana była w krótką, obcisłą, czerwoną sukienkę. Narzuconą miała na to skórzaną kurtkę, a dopełnieniem tego wyzywającego stroju była długa, blond peruka oraz mocny makijaż.

Kiedy wyszła z pomieszczenia, w którym przebrała się w owy strój, Zemo zmarszczył brwi i zapytał:

— Nie myślałaś o tym by przefarbować się na blond?

— Jeszcze słowo...

— Tak, tak... — Przerwał jej mężczyzna — Spłonę żywcem, utopisz mnie w ocenie, zakopiesz żywcem i inne takie. Pamiętaj, od momentu wkroczenia do Madripooru nie jesteś już Jenną Hawkins. Nikt nie może ciebie rozpoznać. Nieważne, co się stanie, musimy pozostać w swoich rolach. Od tego zależą nasze życia. Nie ma miejsca na błąd.

Jenna klęła w myślach na niewygodne szpilki, które miała na sobie. Zbliżyli się do czekającego na nich samochodu po czym do niego wsiedli. Zmierzali prosto do centrum bezprawia i rozpusty.

•••

Wyszli z pojazdu i pierwsze co Jenna zauważyła to ludzie z bronią dookoła, głośna muzyka, krzykliwe stroje i unoszący się dookoła dym.

Madripoor faktycznie był specyficznym miejscem. Wyjątkowo głośnym i kontrowersyjnym.

Ruszyła za Zemo ku jednemu z klubów. Musiała się trzymać blisko niego. Cieszył ją fakt, że ma za sobą Sama i Jamesa.

Jak wpakować się w porządne gówno, to przynajmniej razem... — Pomyślała posępnie.

Ludzie rozstąpili się przed Zemo i pozwolili im przedostać się do baru. Kilku z obecnych szeptało na widok Zimowego Żołnierza.

Baron rzekł coś do Jamesa w języku rosyjskim, a Jenna poprawiła spadające ramiączko sukienki.

Cała czwórka zatrzymała się przy barze, gdzie barman przywitał ich słowami:

— Witam panów i piękną panią. Co za niespodzianka, Uśmiechnięty Tygrysie.

— Zmieniły mu się plany — Oznajmił Zemo — Mamy sprawę do Selby.

Barman zmarszczył brwi i spoglądając na Sama, zapytał:

— To co zawsze?

Wilson kiwnął pewnie głową, lecz z każdą sekundą jego mina rzedła, wszak barman wyjął ze słoika żywego węża, rozciął go po czym kawałek jego wnętrza wrzucił do drinka, który miał wypić Sam.

Jenna obawiała się, że zwymiotuje zaraz na środek parkietu tanecznego. Z wyraźnym obrzydzeniem na twarzy, patrzyła jak Sam, który również był bliski wymiotów, wypija swojego drinka.

Zemo objął Jennę w pasie, szepcząc:

— Nie krzyw się tak. Wszyscy nas obserwują.

Zabiję go — Postanowiła kobieta w myślach.

— Spokojnie, moja droga. To nie potrwa długo. Nie mogłabyś być moją kochanką. Jesteś zbyt nerwowa. Zapewne gdybyśmy naprawdę byli razem to, prędzej czy później, wrzuciłbym ci truciznę do drinka.

— Gdybyśmy byli razem to z radością bym tego drinka wypiła — Odparowała Jenna, siląc się na uroczy uśmiech.

James usilnie starał się nie spoglądać na Zemo i Jennę. W myślach mordował mężczyznę na milion sposobów.

Chwilę później podszedł do Barona groźnie wyglądający facet i oznajmił wrogo:

— Mam wieści. Nie jesteś tu mile widziany.

— Nie mam nic do Power Brokera... — Odpowiedział Zemo — Ale jeśli nalega, to może zejść i ze mną porozmawiać.

Power Broker. Kolejne nieznane Jennie imię. Wnioskowała, iż była to istotna dla Madripooru osoba.

Wrogo nastawiony mężczyzna zerknął na Zimowego Żołnierza i odszedł bez słowa, lecz po kilku chwilach zjawił się kolejny facet, a wnet Zemo zwrócił się do Jamesa i nakazał mu atakować.

Zimowy Żołnierz zaatakował.

Wywiązała się zacięta walka, w której James miał znaczną przewagę mimo, iż walczył sam przeciwko kilku napastnikom.

Jenna w skupieniu przyglądała się jego ponurej twarzy. Ogarnęła ją obawa. Miała ochotę mu pomóc, toteż zrobiła krok do przodu, lecz Zemo chwycił jej ramię i nakazał zostać, szepcząc:

— Nie obawiaj się. Twój facet nieźle sobie radzi.

Kobieta zbagatelizowała jego zawadiacki uśmieszek po czym odskoczyła na bok, kiedy jeden z przeciwników Jamesa padł u jej stóp.

Chwilę później było już po wszystkim, a niejaka Selby zarządała spotkania z Baronem i jego towarzyszami.

James odetchnął głęboko i stanął u boku Zemo, aby wszyscy myśleli, że jest na jego rozkazy.

— Wszystko w porządku? — Zapytał go Sam, obawiając się, że coś takiego wywołała u niego przykre wspomnienia.

Twarz Jamesa była ponura i zamyślona. Jenna spoglądała na niego, kiedy poczuła jak czyjaś dłoń zaciska się wokół jej własnej.

Zerknęła w dół i dostrzegła dłoń Jamesa. Dłoń, która lekko drżała.

•••

Element; Dziedzictwo • Avengers / Marvel •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz