↜Pomimo, że boli, to trzeba się uśmiechać↝

122 19 5
                                    

Park czuł się cholernie niepewny w tym co właśnie robił.

Gdy większość mieszkańców więzienia była jeszcze pogrążona w słodkim śnie, on biegł korytarzami w poszukiwaniu jednego z pokoi.

Ledwo łapał oddech po przebiegnięciu aż połowy placówki, a potworne zmęczenie jakie odczuwał po ledwie dwóch godzinach snu, przyćmiewało mu dokładną sprawność ruchową.

Miał jeden prosty cel.

Musiał włamać się do pokoju z bronią i zabrać dwa małe pistolety, wraz z kilkoma nabojami.

Zabrać, na tę myśl głośno prychnął, zwyczajnie ukraść.

Łamał właśnie pierdolone siódme przykazanie, jednak szczerze go to nie obchodziło.

Nie pogodził się jeszcze z okrutnym końcem, jaki Bóg naszykował zarówno dla jego ukochanego braciszka, jak i równie bliskiej jemu sercu Jiwoo, którą traktował jak młodszą siostrzyczkę.

Chciał dla nich jak najszybszego i jak najmniej bolesnego końca, jeśli miał on już się wydarzyć. Nie chciał, by niepotrzebnie cierpieli.

Jimin czuł się podczas tego szaleńczego biegu zupełnie podle. Wiedział, że zbyt szybko to zaakceptował. Wiedział, że powinien starać się przemówić im do rozsądku, by zostali z nimi, jeśli jeszcze się nie przemienili.

Jednak wiedział też, że ta dwójka chciała odejść. Zdawał sobie sprawę, że oni zdążyli się już z tym pogodzić i nie chcieli nikogo narażać.

Jednak Jimin najgorzej czuł się z myślą, że podświadomie wiedział, iż tak będzie najlepiej. Wiedział, aż za dobrze, że ta dwójka jest zbyt krucha i dobra na życie w tym okrutnym świecie.

I sam pluł sobie w brodę, że nie może wykonać seppuku, bo piąte przykazanie mu tego zakazywało.

W końcu udało mu się bez żadnych nieproszonych gapiów dotrzeć do jednego z magazynowych pomieszczeń, gdzie składowana była broń.

Bał się, że zostanie przyłapany i surowo ukarany za taki występek.

Wślizgnął się niepewnie do zimnego, białego pomieszczenia, po brzegi wypełnionego zarówno bronią palną i białą jak i amunicją.

Amunicji w tym apokaliptycznym świecie z pewnością było jak na lekarstwo. Ludzkość w końcu nie posiadała jej nieskończonych zapasów, więc każdy pocisk tak naprawdę był na wagę złota.

Łzy w jego oczach pojawiły się mimowolnie, gdy niepewnie zamykał za sobą drzwi, a białe conversy, które miał na nogach, zaskrzypiały lekko przez zbyt szybki obrót na pięcie.

Skrzywił się mimowolnie, patrząc na białe buty, a na jego ustach (pomimo łez w oczach) pojawił się lekki uśmiech.

Na pierwszej misji Hoseok znalazł dla niego te buty w jakimś opuszczonym sklepie, doskonale zdając sobie sprawę, że przez glany Jimin mógł mieć bolesne otarcia i pęcherze, a trampki były o wiele wygodniejsze i bardziej praktyczne niż zwykłe klapeczki.

Niepewnie rozejrzał się po pokoju, a w jego oczy rzuciły się małe spluwy. Dwa rewolwery zaraz wepchnął sobie za pasek spodni, ukrywając je przy pomocy swojej przydługiej bluzy. Wziął również małą torebeczkę z kilkoma nabojami, którą przyczepiało się do paska lub szelek plecaka.

Ją również dokładnie ukrył i miał już zamiar kierować się do wyjścia, gdy jego wzrok przykuł leżący na półce scyzoryk. Wysuwany, dość mały, wręcz idealny, by wepchnąć go do buta za kostkę.

Chciał się powstrzymać przed wzięciem go, jednak wydał mu się idealny. Sam nie wiedział do czego, ale jego niezawodna intuicja wręcz wrzeszczała, by go sobie przywłaszczył. I to zrobił wpychając go do buta.

↜Don't get bitten↝Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz