↜Piętnaście metrów to nie dużo, skarbeńku↝

243 27 49
                                    

Blondyn powoli sunął do przodu i cały zapłakany równie powoli jadł jabłko. Kij z nożem wepchnął sobie za plecak, a kij dzielnie niósł pod pachą. W drugiej ręce trzymał jeszcze butelkę z wodą i trzęsł się ze szlochu.

Obrzydliwy zapach ścieków roznosił się wokół niego, a obrzydliwa woda sięgała mu jakoś do kostek. Jeśli miałby być szczery ten zapach niezwykle go odrzucał i okrutnie szczypał w nos. Walczył sam ze sobą, by nie wyjść przy pierwszym lepszym włazie.

Jednak dzielnie szedł do przodu i starał się zbyt głośno nie płakać. Słuchał uważnie otoczenia i na szczęście nic innego oprócz odgłosów wydawanych przez niego samego nie był w stanie usłyszeć.

Pomimo wszystko, jak debilnie by to nie zabrzmiało, cieszył się, że nikt inny nie wpadł na pomysł przemieszczania się kanałami.

Dzięki temu, nawet jeśli i to było chore, czuł się względnie bezpiecznie w obskurnym labiryncie, a jedynie drogę wskazywały mu różowe wstążeczki.

Pamiętał jak kiedyś zmuszony był zwiać z domu kanałami, a jego przyjaciel nawigował go jak ma iść, a żeby na następny raz wiedzieć jak przejść wiązał wstążki.

Spojrzał niechętnie na zjedzone jabłko i akurat w jego oczy rzuciła się mała dziura w ceglanej ścianie. Wepchnął tam ogryzek i zaraz odkręcił butelkę z wodą, by wypić połowę jej zawartości i ją również tam wepchnął.

Wyjął kij z nożem i mocno ścisnął go w dłoniach, tak samo jak ten bejsbolowy. Nie panując nad łzami jeszcze raz wsłuchał się we wszelkie hałasy.

Gdy nic go nie zaniepokoiło zaczął szybko biec, a woda jaka chlapała pod jego butami jak na jego standardy wydawała troszkę zbyt głośne dźwięki.

Ciężko dysząc ścierał łzy z policzków, a jego blond główka zalewana była milionami myśli.

Blondyn naprawdę był cholernie załamany stratą matki, ale nie miał zamiaru przez to dać cię komuś zeżreć. O wiele bardziej przeżywał możliwą śmierć braciszka.

Ten mały aniołek był cholernie uroczy i pomimo swojego wieku był naprawdę mądry i zaradny.

Jimin gdzieś w środku modlił się, żeby ten mały blondynek zdołał przeżyć z jakąś przedszkolanką, albo policjantem, albo kimkolwiek kto byłby wstanie go ochronić.

Pomimo tego, że naprawdę nie chciał obwiniał małego przyjaciela jego braciszka, chociaż wiedział, że to nie była wina żadnego z chłopców.

W końcu zatrzymał się przy ostatniej wstążeczce i ostrożnie odłożył bronie przy drabince. Wyjął z plecaka małą krótkofalówkę i prędko nacisnął odpowiedni guziczek.

-Jestem w kanałach obok twojego domu, jak sytuacja na powierzchni, odbiór?-powiedział prędko do urządzenia, ale jedynie odpowiedziało mu ciche szumienie.

Niekontrolowanie do jego oczu napłynęły nowe łzy i zaczął cholernie się bać, że już po jego ukochanym przyjacielu.

-Jeden sztywny jakieś piętnaście metrów od włazu, bez odbioru.-z urządzenia uciekł kobiecy głos, a Jimin szybko wepchnął urządzenie do kieszeni kurtki.

Chwycił bronie w swoje malutkie dłonie i ostrożnie zaczął się wspinać po zardzewiałej drabince.

Ścisnął je pod pachą i ostrożnie podniósł cholernie ciężki właz i przesunął go w bok na tyle, by spokojnie móc wyjść.

Przez to, że był cholernie chudziutki zmieścił się razem z plecakiem i cichutko wyszedł na ulicę.

Jeden trup stał odwrócony w stronę płotu jakieś dwa domy dalej, więc cichutko przesunął właz na poprzednie miejsce i zaczął biec w kierunku żółtego domku.

↜Don't get bitten↝Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz