『 ROZDZIAŁ 10 』

1.9K 96 35
                                    

MARINA

     Na wieczór panieński nie planowałam niczego szczególnego, w przeciwieństwie do moich sióstr, które były chyba jeszcze bardziej podekscytowane niż przy moim pierwszym ślubie. Rozumiałam z czego wynikała ich ekscytacja, co wprawiało mnie w jeszcze większe poddenerwowanie. Boże, zaledwie jedna noc dzieliła mnie od wyjścia za Santiago Otero. Najbardziej przerażającego członka naszej famiglii. Czy mogłam trafić gorzej?

     Według Eve tak, bo zawzięcie wymieniała wszystkie jego zalety, rozpoczynając od pięknych oczu, a kończąc na powalającej sylwetce. Może i bym jej przytaknęła, gdyby nie to, że widziałam te oczy z bliska i zdecydowanie było w nich zbyt dużo lodu, a jego „powalająca sylwetka" przypominała mi o tym, ile kryło się w nim siły i determinacji.

     Miałam ochotę się napić. Chciałam się napić i w końcu wyluzować, ale fakt, że jutro musiałam stać prosto, uniemożliwiał mi skosztowanie jakiegokolwiek trunku. Chyba sama sobie mogłam przyznać, że na jednym kieliszku by się nie skończyło. I na jednej butelce też.

     Siedziałam z głową wspartą o oparcie kanapy, z ogórkami na oczach, a Sylvia malowała mi w tym czasie paznokcie u stóp. Co chwilę zdejmowałam sobie plasterki, tkwiące na moich powiekach i pakowałam je do buzi, ale Eve pilnowała, by położyć na ich miejsce nowe.

     — Nie mamy już ogórka — burknęła, gdy otworzyłam oczy, bo na moich powiekach nie wylądowało nic nowego.

     Wydęłam usta. To była jedyna rzecz jaką mogłam przełknąć, więc zrobiło mi się nieco przykro.

     Sylvia kończyła właśnie malować ostatni palec i włożyła moją stopę pod lampę UV.

     — Zaczęłaś brać już tabletki? — zapytała mimowolnie Eve, odwracając przy tym wzrok.

     — Nigdy nie przestałam ich brać — mruknęłam markotnie w odpowiedzi.

     W końcu mój świętej pamięci mąż Luigi kompletnie nie trawił dzieci i chciał z nimi jeszcze trochę poczekać. Wielka szkoda, że jednak nie zdołał zrealizować swojego planu. Choć ja nie ubolewałam nad tym, jeszcze miałam czas na bycie matką.

     Odetchnęłam ciężko, kiedy Sylvia zaczęła nakładać na moje paznokcie kolejne specyfiki. Miałam ochotę wyrwać z jej uścisku swoje stopy, bo nienawidziłam tkwić tak długo w bezczynności.

     — A może don Otero chciałby kolejnego dziecka i po to tak szybko postanowił się ożenić? — zagadnęła Camila, próbując ukołysać swoją córkę do snu.

     Miałam cichą nadzieję, że jednak nie.

     To nie tak, że nie chciałam dzieci. Po prostu nie czułam jeszcze tego instynktu, który miały moje siostry. Lubiłam dzieci, ale czyjeś. Jakoś nie mogłam sobie wyobrazić siebie, trzymającą na rękach własnoręcznie zrobionego berbecia. Przecież to byłby istny absurd!

     — Chyba już ma syna — skwitowałam, marszcząc brwi.

     Wzruszyła lekko ramionami.

     — Przecież wiesz, że jako członek mafii powinien mieć jak najwięcej synów, szczególnie, że zajmuje tak ważną pozycję. Komuś musi to wszystko przekazać. Zresztą kto wie jak traktuje tego chłopca? W końcu nie pokazywał się z nim nigdzie, a poza tym jest owocem romansu. Pozostali członkowie mogą go nie uznać. W dodatku słyszałam, że ta kobieta nie była Włoszką, a wiesz jak to w naszych kręgach wygląda...

     Ściągnęłam brwi i chwilę się nad tym zastanowiłam. Moja siostra właśnie zdradziła mi kilka kolejnych faktów, dzięki którym w mojej głowie w końcu zaczął wizualizować się obraz mojego przyszłego męża. Kolejna cząstka, która pozwoliła mi na zapoznanie się z historią życia tego mężczyzny.

SANTIAGO ✔ || RIAMARE #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz