『 ROZDZIAŁ 37 』

1.8K 115 50
                                    

DIEGO

Jechaliśmy do byłej rezydencji Angelo jak na szpilkach. Zorganizowałem naprawdę sporo ludzi, którzy mieli mnie wspomóc w działaniu, ale i tak bałem się, że było ich zbyt mało. Życie i bezpieczeństwo mojego syna było moim priorytetem, toteż nie chciałem, by cokolwiek poszło nie tak.

Wysiedliśmy z samochodu i już miałem ruszyć z chłopakami, ale Marina mnie powstrzymała.

— Proszę, uważaj na siebie. Nie ryzykuj, jeśli nie będziesz pewien, że wygrasz.

Zaciskała palce na moim przedramieniu, a jej brwi były ściągnięte. Martwiła się i to bardzo.

— Poradzę sobie, gorsze rzeczy już robiłem — mruknąłem, odgarniając jej włosy za ucho.

Wyglądała, jakby chciała coś jeszcze powiedzieć, ale wahała się. Przystanąłem przodem do niej, odczepiłem jej rękę i chwyciłem ją za ramiona.

— Nie martw się. Wyciągnę syna i to będzie koniec. Nic złego się nie wydarzy, jesteśmy zbyt dobrze wyszkoleni, więc nie układaj w głowie makabrycznych wizji.

Złapała w garść moją koszulę i przyciągnęła mnie do siebie. Oparła policzek o mój tors, a ja otoczyłem ją ramionami.

— Uwierz we mnie, Mari.

W końcu się odchyliła, stanęła na palcach i przycisnęła swoje wargi do mojego policzka.

— Masz do mnie wrócić w całości. Innego cię nie przyjmę.

Zaśmiałem się lekko i ścisnąłem jej policzek. Wyswobodziłem się w jej objęć i po ostatnim rzucie uśmiechem, skierowałem się do frontu domu. Chłopcy zajęli pozycję i każdy, z bronią w ręku, zaczął kierować się w stronę wejścia. Kroczyłem jako pierwszy, wciąż zastanawiając się co takiego Vito wymyślił. Drzwi się uchyliły, jakby już na nas czekali, a ja dojrzałem zadowoloną twarz byłego kolegi.

— Diego! — Klasnął w dłonie i rozpostarł je. — Zapraszam. Reszta out!

Przystanąłem i kiwnąłem chłopakom, na znak, by się zatrzymali. I tak miałem wokół ustawionych snajperów, więc jakieś pozory bezpieczeństwa zachowaliśmy. Poza tym tył był zabezpieczony i znałem tu kilka zaułków, których Vito mógł nie dostrzec, a ja mogłem wykorzystać je na swoją korzyść.

Po przekroczeniu progu i odcięciu mnie od świata zewnętrznego, zatrzymałem się i wyprostowałem przed chłopakiem.

— Wyskakuj z broni — rzucił niedbale z uśmiechem.

Zmrużyłem oczy.

— Nie będziemy się napieprzać kulkami, Diego. — Cmoknął z niezadowoleniem. — Nie pora na to.

Przez chwilę go jeszcze obserwowałem, ale w końcu odpuściłem i po prostu przekazałem mu to, co miałem. A właściwie prawie wszystko przekazałem, bo jeden nóż zostawiłem. I tak by go nie zauważył, a wolałem mieć przy sobie jakiekolwiek narzędzie do obrony.

Odłożył wszystko do komody przy wejściu, zmierzył mnie oceniającym wzrokiem, a potem kiwnął na wnętrze domu. Podążyłem za nim, zrównując się z nim ramieniem.

— Nim tam pójdziemy, chcę wiedzieć, dlaczego postanowiłeś mnie zdradzić. W którym momencie stwierdziłeś, że bardziej opłaca ci się walka przeciwko mnie niż przy moim boku?

Jego uśmiech zgasł, jakby uświadomił sobie, że to była prawda. Zaprzepaścił okazję do osiągnięcia sukcesu, bo po wszystkim zamierzałem ściąć jego głowę.

— Raz się żyje, Diego — mruknął, siląc się na uśmiech. — A skoro nie radziłem sobie na tyle, by zostać wcielonym, to powinienem trochę kantować.

SANTIAGO ✔ || RIAMARE #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz