『 ROZDZIAŁ 12 』

1.9K 113 42
                                    

MARINA

     — Miło cię w końcu poznać, Marino. — Pan Moretti utkwił we mnie wzrok, uśmiechając się do mnie życzliwie.

     — Och, to mi miło — bąknęłam. — Nie wiedziałam, że dane mi będzie spotkać zarówno byłego szefa, jak i jego następcę w tym samym miejscu.

     — Santiago jest mi jak syn, zatem nie mogłem opuścić tak ważnego dnia w jego życiu.

     Upił łyk wody, wciąż uśmiechając się do mnie szeroko. Może i ów dzień był dla niego niezmiernie ważny, ale w ogóle tego nie okazywał. Ba, patrząc na jego zbolałą minę i ślepia, które w kółko łypały na każdego nieufnie, jakby ktoś miał nagle wyciągnąć bombę, można by pomyśleć, że było to jego rutynowe spotkanie z jakimiś gangsterami.

     — Co o nim myślisz? — zagadnął, przysuwając się do mnie nieznacznie.

     Pytanie kontrolne.

     Cóż, jeśli miałabym być szczera, to określiłabym go jako tyrana, który zapewne uwielbiał podduszać małe stworzonka, a potem patrzeć na ich agonię z nikłym uśmieszkiem na ustach.

     Aczkolwiek nie wiedziałam jak wiele mogłam mu wyznać, więc postawiłam na dość prozaiczną i nie wzbudzającą podejrzeń odpowiedź:

     — Jest fajny.

     Ewidentnie go tym rozbawiłam, bo głośno parsknął śmiechem, przez który część ludzi wbiła w nas swój krytyczny wzrok. Pokręcił głową, a przy jego oczach pojawiły się dość głębokie zmarszczki. Był naprawdę przystojny, ale od razu można było zauważyć, że zjadała go choroba. Zapamiętałam go jako potężnego mężczyznę, a teraz siedział przede mną kruchy cień człowieka, w dodatku na wózku.

     — Przed tobą ważne zadanie — oznajmił tajemniczo.

     Nieco zaintrygowała mnie ta wypowiedź, więc nie zdołałam powstrzymać swojej brwi, która wystrzeliła do góry.

     — Ktoś musi zająć się Santiago, gdy mnie tu nie będzie. Wierzę, że zrobisz to prawidłowo.

     — Och... ale... chyba nie jest aż tak źle? — Szczerze się zmartwiłam.

     Westchnął ciężko, ale jego wyraz twarzy pozostał przyjazny.

     — Jest kiepsko, nie ukrywam tego, ale jestem gotowy odejść. Mam idealnego następcę, który ma więcej charyzmy niż ja miałem za czasów swoich rządów. Pokładam w nim wielkie nadzieje, ale wiem, że obok siebie potrzebuje osoby, która czasem sprowadzi go na ziemię.

     — Mówisz o jego synu? — palnęłam bez namysłu.

     Zaśmiał się lekko.

     — Z pewnością nie. Są tak samo uparci i zawsze obstają przy swoim. Obaj potrzebuję kobiecej ręki.

     Uśmiechnęłam się, choć wcale nie promieniałam radością z tegoż powodu. Czy to nie oznaczało, że ciążył na mnie absurdalnie ogromny obowiązek? W co ja się wpakowałam...

     — Miłość potrafi uleczyć złamane serce. Wierzę, że sprawisz, iż Santiago posmakuje jej po raz drugi.

     Miałam go zapytać o pierwszy raz, ale wtedy zjawił się sam zainteresowany, na twarzy którego jak zwykle gościł grymas. Tym razem jednak niewątpliwie spowodowany był tym, że nie podobało mu się, iż rozmawiałam z panem Morettim.

     Zgromił spojrzeniem Angelo, na co ten nic sobie nie zrobił, posyłając mu ojcowski uśmiech.

     — Czas wznieść toast, Marino — oznajmił chłodno, a ja znowu się wzdrygnęłam.

SANTIAGO ✔ || RIAMARE #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz