MARINA
— Miło cię w końcu poznać, Marino. — Pan Moretti utkwił we mnie wzrok, uśmiechając się do mnie życzliwie.
— Och, to mi miło — bąknęłam. — Nie wiedziałam, że dane mi będzie spotkać zarówno byłego szefa, jak i jego następcę w tym samym miejscu.
— Santiago jest mi jak syn, zatem nie mogłem opuścić tak ważnego dnia w jego życiu.
Upił łyk wody, wciąż uśmiechając się do mnie szeroko. Może i ów dzień był dla niego niezmiernie ważny, ale w ogóle tego nie okazywał. Ba, patrząc na jego zbolałą minę i ślepia, które w kółko łypały na każdego nieufnie, jakby ktoś miał nagle wyciągnąć bombę, można by pomyśleć, że było to jego rutynowe spotkanie z jakimiś gangsterami.
— Co o nim myślisz? — zagadnął, przysuwając się do mnie nieznacznie.
Pytanie kontrolne.
Cóż, jeśli miałabym być szczera, to określiłabym go jako tyrana, który zapewne uwielbiał podduszać małe stworzonka, a potem patrzeć na ich agonię z nikłym uśmieszkiem na ustach.
Aczkolwiek nie wiedziałam jak wiele mogłam mu wyznać, więc postawiłam na dość prozaiczną i nie wzbudzającą podejrzeń odpowiedź:
— Jest fajny.
Ewidentnie go tym rozbawiłam, bo głośno parsknął śmiechem, przez który część ludzi wbiła w nas swój krytyczny wzrok. Pokręcił głową, a przy jego oczach pojawiły się dość głębokie zmarszczki. Był naprawdę przystojny, ale od razu można było zauważyć, że zjadała go choroba. Zapamiętałam go jako potężnego mężczyznę, a teraz siedział przede mną kruchy cień człowieka, w dodatku na wózku.
— Przed tobą ważne zadanie — oznajmił tajemniczo.
Nieco zaintrygowała mnie ta wypowiedź, więc nie zdołałam powstrzymać swojej brwi, która wystrzeliła do góry.
— Ktoś musi zająć się Santiago, gdy mnie tu nie będzie. Wierzę, że zrobisz to prawidłowo.
— Och... ale... chyba nie jest aż tak źle? — Szczerze się zmartwiłam.
Westchnął ciężko, ale jego wyraz twarzy pozostał przyjazny.
— Jest kiepsko, nie ukrywam tego, ale jestem gotowy odejść. Mam idealnego następcę, który ma więcej charyzmy niż ja miałem za czasów swoich rządów. Pokładam w nim wielkie nadzieje, ale wiem, że obok siebie potrzebuje osoby, która czasem sprowadzi go na ziemię.
— Mówisz o jego synu? — palnęłam bez namysłu.
Zaśmiał się lekko.
— Z pewnością nie. Są tak samo uparci i zawsze obstają przy swoim. Obaj potrzebuję kobiecej ręki.
Uśmiechnęłam się, choć wcale nie promieniałam radością z tegoż powodu. Czy to nie oznaczało, że ciążył na mnie absurdalnie ogromny obowiązek? W co ja się wpakowałam...
— Miłość potrafi uleczyć złamane serce. Wierzę, że sprawisz, iż Santiago posmakuje jej po raz drugi.
Miałam go zapytać o pierwszy raz, ale wtedy zjawił się sam zainteresowany, na twarzy którego jak zwykle gościł grymas. Tym razem jednak niewątpliwie spowodowany był tym, że nie podobało mu się, iż rozmawiałam z panem Morettim.
Zgromił spojrzeniem Angelo, na co ten nic sobie nie zrobił, posyłając mu ojcowski uśmiech.
— Czas wznieść toast, Marino — oznajmił chłodno, a ja znowu się wzdrygnęłam.
CZYTASZ
SANTIAGO ✔ || RIAMARE #2
RomanceTOM II SERII RIAMARE Santiago Otero miał w swoim życiu jedną ważną zasadę - nigdy nie okazuj słabości. Zasada ta, tak długo przez niego wyznawana, w pewnym momencie jednak straciła sens. Na jego drodze stanęła kobieta, której łagodne spojrzenie od s...