*cóż... przy tym rozdziale mogą przydać się chusteczki*
DIEGO
— Wypuśćcie go — rzuciłem do stojących pod drzwiami chłopaków, kiedy tylko opuściłem pomieszczenie.
— Pojebało cię? — wrzasnął Dario i zerknął za moje ramię. — Kurwa, coś ty mu zrobił!
Za plecami słyszałem skomlenie i rwący się jęk Vito.
Przyjebałem mu.
Nie mogłem postąpić inaczej.
No i obciąłem mu dwa palce. Najmniejszy i serdeczny lewej ręki, co by go nieco podręczyć, ale nie narazić się jednocześnie na krwawą zemstę, gdybym wybrał inne paliczki. W końcu jego zdolności strzeleckie mogłyby zostać wtedy zachwianae co nie byłoby dla mnie problemem, ale wolałem nie ryzykować ich odwetu. Skoro oni mogli dawać mi ostrzeżenia, to postanowiłem również się w nie pobawić.
Ruszyłem do schodów w momencie, gdy Dario wpadł do pokoju, w którym kwękał i spazmował Vito. Luciano podążył za mną pospiesznie, ale nie dałem się zatrzymać, dopóki nie dotarliśmy na górę. Odwróciłem się wtedy do niego, a on natychmiast wybuchł.
— Ciebie totalnie popierdoliło! — krzyknął Luciano. — Zamierzasz wypuścić tego zdrajcę?!
— Dokładnie — odparłem jedynie. — Połącz mnie z Lucasem.
— Po co?
— Nie pytaj, tylko to zrób.
Mój przyjaciel parsknął niewesoło, kręcąc głową i wyciągnął telefon. Szybko odnalazł numer Lucasa i podał mi aparat. Kiedy czekałem, aż odbierze, wyznałem:
— Zbyt dużo o nas wiedzą, byśmy mogli go tu zatrzymać.
— I co, uważasz, że puszczenie go wolno pomoże? Przecież to bez sensu.
— Zróbcie to, co mówię. — Odwróciłem się od niego w momencie, gdy Lucas odebrał. — Masz natychmiast jechać do mojego domu i sprawdzić teren — rzuciłem pospiesznie.
— Jasne, coś się stało?
— Po prostu to zrób, najszybciej jak się da. Marina i Hero nie mogą się o niczym dowiedzieć. — Po tych słowach rozłączyłem się, oddałem Luciano telefon i wyszedłem z dojo na rześkie wieczorne powietrze.
Odetchnąłem pełną piersią, zatrzymując się na najwyższym stopniu. Wypuszczenie go nie było dobrym wyborem, ale żaden wybór nie był tu najlepszy. Raz po raz odtwarzałem w głowie to, co powiedział, nie wierząc, że dałem się zajść od tyłu.
— Pomyśl, co wybierasz – śmierć swojej małżonki czy moją wolność? Nie blefuję, Diego. Właśnie w tym momencie jest na celowniku, a twoje ostateczne słowo jedynie wstrzymuje tę decyzję. I na przyszłość – uważaj, kogo zatrudniasz, bo może się okazać, że przypadkiem któryś z twoich ochroniarzy zabije także twojego syna.
Jego głośny śmiech dudnił mi w uszach, gdy zastanawiałem się nad tym, co powiedział. Nie mogło być tak źle, to nie było możliwe. Prześwietlałem każdą osobę, którą zatrudniałem i to na bieżąco. Byłem nieufny wobec każdego, a jednak udało mu się wkroczyć na mój teren. Chyba, że ściemniał, w co wątpiłem. Wydawało się, że mógł chcieć zasiać zamęt w mojej głowie, lecz skąd znałby tyle szczegółów? Tym bardziej, że sam byłem dość wnikliwym człowiekiem i musiałem wiedzieć wszystko o wszystkich.
Zszedłem niespiesznie po schodkach i przystanąłem obok Flavio, który wypalał właśnie papierosa.
Wyciągnął do mnie paczkę, nazbyt dobrze mnie znając. Sięgnąłem po jednego fajka, a mój kierowca podpalił go zapalniczką. Zaciągnąłem się nikotyną, starając się odzyskać spokój. Dawno nie paliłem, właściwie przez ostatni rok w ogóle nie tykałem papierosów do czasu wesela.
CZYTASZ
SANTIAGO ✔ || RIAMARE #2
RomantizmTOM II SERII RIAMARE Santiago Otero miał w swoim życiu jedną ważną zasadę - nigdy nie okazuj słabości. Zasada ta, tak długo przez niego wyznawana, w pewnym momencie jednak straciła sens. Na jego drodze stanęła kobieta, której łagodne spojrzenie od s...