『 ROZDZIAŁ 36 』

1.8K 100 20
                                    

DIEGO

Na zwołanym zebraniu mieli zjawić się niemal wszyscy kapitanowie oraz starszyzna. Nie byłem pewien, jak zareagują, ale mało mnie to obchodziło. I tak musieli wypełniać moje rozkazy, zatem ich sprzeciw był dla mnie niczym. Jedyne czego mogłem się obawiać, to kolejny bunt, którego potrzeba mi teraz było jak na lekarstwo.

Poprawiłem mankiety koszuli i przejrzałem się w lustrze. Musiałem odzyskać syna i to jak najszybciej. Nie chciałem grać w żadne gierki, ale póki nie wiedziałem, gdzie się ukrywali, nie mogłem niczego zrobić. Miałem związane ręce.

Wyszedłem z łazienki, a następnie z sypialni i ruszyłem do kuchni. Spotkanie miało odbyć się za godzinę, jednak nie mogłem już usiedzieć w miejscu i planowałem pojawić się na miejscu wcześniej. Przy stole siedziała Marina, która musiała dziś dość kiepsko spać, jako że niemal całą noc wierciłem się i sprawdzałem, czy przypadkiem ktoś nie dał jakiegoś znaku.

Podszedłem do niej i pogładziłem ją po głowie, całując ją w czoło.

— Dobrze spałaś? — zagadnąłem.

Skrzywiła się i nic nie odpowiedziała, głośno wzdychając. Dłubała palcami w swoim toście, wpatrując się w niego.

— Ciągle się martwię o Hero, boję się o niego. Nie chciałabym, by stała mu się krzywda.

Przysiadłem tuż obok niej, zakładając dłoń na oparcie jej krzesła.

— Jeśli go skrzywdzą, to obiecuję, że żaden z nich nie przeżyje — przysiągłem chłodno.

Utkwiła we mnie swoje spojrzenie. Otuliła mój policzek i pogłaskała go delikatnie.

— Uważaj na siebie, nie chcę by przy okazji coś ci się stało — powiedziała cicho.

Posłałem jej nikły uśmiech.

— Nic mi nie będzie, jestem niezwyciężony. — Przytrzymałem jej dłoń przy ustach i złożyłem na niej pocałunek.

Wkrótce pożegnałem się z nią, by ruszyć na spotkanie. Flavio czekał już na mnie przed domem z nietęgą miną.

— Co jest? — rzuciłem na wstępie, wskakując do auta.

Kiedy zajął miejsce kierowcy, od razu przeszedł do rzeczy:

— Chodzi o Michaela.

Zazgrzytałem zębami na dźwięk jego imienia. Ostatnią rzeczą jakiej teraz pragnąłem, było rozmawianie o nim. Miałem go w dupie, wściekłość ponownie popłynęła moimi żyłami, na wspomnienie o tym, co mi powiedział.

Nienawidziłem go.

Wciąż miałem ochotę odpłacić mu się za to, co zrobił Lavelle.

— Wiem, że nie jesteś zadowolony — skomentował, gdy ruszył w drogę. — Ale on chyba coś wie.

— O czym?

— O Hero.

To zabrzmiało jak słaby żart. Jeżeli przez niego stracę kolejną osobę, to osobiście go oskóruję i będę patrzył jak umiera w bólu. Kim on do cholery był, że ponownie był zamieszany w coś tak okrutnego?

— Dzwonił?

Flavio pokiwał głową, zerkając na mnie we wstecznym lusterku.

— Kazałem mu przyjechać na to spotkanie.

— Jest w Charleston?

Ponownie skinął głową. Odetchnąłem ciężko i przeczesałem włosy dłonią. Ale po chwili na moich ustach zajaśniał cień uśmiechu. Przynajmniej nikt mnie nie potępi, jeśli przestrzelę mu kolana, gdy będzie po raz kolejny spowiadał się przede mną ze wszystkich grzechów, jakich dokonał w życiu.

SANTIAGO ✔ || RIAMARE #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz