『 ROZDZIAŁ 34 』

2K 117 170
                                    

MARINA

Biegałam za Hero po plaży, próbując zagonić go do domu. Miałam dwadzieścia jeden lat, a nie potrafiłam nadążyć za pięciolatkiem!

W końcu, zbyt zziajana ciągłym biegiem, przystanęłam, dostrzegając, jak chłopiec wbiegł na podest przy domu i teraz łypał na mnie triumfalnie. Pokazał mi język i zniknął w środku. Co za mały skurczybyk!

Wolnym krokiem ruszyłam za nim, próbując odzyskać oddech. Jeszcze trochę i zeszłabym na zawał! Moje serca waliło jak opętane, a nadmiar powietrza, którego się nałykałam, sprawiał, że kręciło mi się w głowie.

Wskoczyłam mozolnie na taras, weszłam do domu i zamknęłam za sobą drzwi tarasowe. Przetarłam czoło i rozejrzałam się wokół, nie zauważając nigdzie chłopca.

— Hero! Chodź, napijesz się wody! — krzyknęłam do niego, spodziewając się, że czmychnął do pokoju.

Jednak, gdy minęłam wnękę w kuchni, w oczy rzucił mi się opierający o blat mężczyzna. Sparaliżował mnie strach, gdy wpatrywałam się w niego, nie wiedząc, co zrobić. Z założonymi na torsie rękami wpatrywał się we mnie z dziwnym zainteresowaniem. Nigdy go tu nie widziałam, ale czający się na jego ustach uśmiech, sprawiał, że wiedziałam, że to nie był ochroniarz.

Przełknęłam ślinę i gdy chciałam się ruszyć, otrzymałam cios z tyłu głowy i zapadła ciemność.

✧ ✧ ✧ ✧ ✧

Ocknęłam się, a tępy ból głowy sprawił, że się machinalnie skrzywiłam. Uniosłam się powoli, czując napływające mdłości. Rozejrzałam się wokół, nie wiedząc, co się właściwie stało. Drzwi frontowe się otworzyły i wkrótce usłyszałam kroki. Przerażona podczołgałam się za wyspę, ale wtedy usłyszałam głos Luciano, więc nieco odetchnęłam.

— Marino? — w końcu odezwał się Santiago.

Niepewnie dźwignęłam się na rękach i podniosłam najpierw do klęczek, a potem do pionowej pozycji. Jego wzrok natychmiast na mnie padł i szybko znalazł się tuż obok mnie, zupełnie jak Luciano.

Cacchio, co się stało? — zapytał troskliwie, łapiąc moją twarz w dłonie.

— Hero... — ledwo z siebie wydusiłam.

Rozejrzałam się po salonie i niepewnie wyjrzałam do przedpokoju. Mój mąż jakby natychmiast załapał i rzucił się do pokoju syna. Luciano w tym czasie pochwycił mnie za łokieć i przytrzymał, bym nie upadła.

— W porządku? — Zaskoczyło mnie ciepło w jego głosie. — Co tu się stało?

— Ktoś tu był... ktoś mnie uderzył w głowę — jąkałam się, mrugając i próbując odzyskać jasność umysłu.

Robiło mi się ciemno przed oczami, więc Luciano chwycił mnie mocniej w pasie. Wtedy dotarł do moich uszu wściekły głos Santiago:

— Gdzie jest Hero?!

— Nie... nie wiem. Tu był jakiś mężczyzna...

— Co?! O czym ty mówisz, Marino?! — wydzierał się.

— Przestań, nie widzisz w jakim jest stanie?! — Do głosu doszedł jego przyjaciel. — Trzeba ją zawieźć do szpitala, może mieć wstrząśnienie mózgu.

Nim omdlałam, usłyszałam jeszcze jak Santiago trzaskał frontowymi drzwiami i pozostałam z Luciano sama. Już go nie obchodziłam. Nigdy nie byłam ważna.


DIEGO

Szalałem. To, co działo się w mojej głowie, trudno było opisać słowami. Biegłem czym prędzej do stróżówki, w której powinni być ci, którzy mieli chronić moją rodzinę. Ale stając w progu napotkałem tam tylko pięć ciał. Zmroziło mnie. Stałem, wpatrując się w pięć ziejących czerwienią dziur na czole każdego z nich.

SANTIAGO ✔ || RIAMARE #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz