『 ROZDZIAŁ 16 』

1.8K 97 27
                                    

DIEGO

     Przyglądałem się treningowi chłopaków z założonymi rękami. Nie podobało mi się, w jak kiepskiej formie ostatnio byli, przynajmniej dla mnie. Musieliśmy zdecydowanie się skupić na doskonaleniu techniki ich walki, by w razie potrzeby mieć przewagę nad przeciwnikiem.

     — I jak? — Lucas ledwo łapał oddech, gdy oparł się o linki wydzielające pole walki.

     — Kiepsko — odparłem bez ogródek.

     Zmarszczył brwi i założył ręce na biodrach.

     — Ktoś chyba miał kiepskie nocki z nową małżonką, skoro nadal jego minka wygląda jak u gbura.

     — Zamknij się — sarknąłem i odszedłem na bok.

     Skierowałem się w stronę stojącego z boku Luciano.

     — Nieźle sobie radzą. — Pokiwał głową z entuzjazmem.

     — Chyba właśnie wcale — burknąłem, a jego uśmiech zgasł.

     — Nie przesadzaj, chciałbyś nie wiadomo czego, a na pierwszy rzut oka można zauważyć, że chłopcy sobie radzą. Chyba Ugo nie wysłałby ci byle kogo.

     Westchnąłem ciężko i skierowałem się w stronę szatni.

     — Hej, gdzie ty idziesz?!

     Nie zatrzymywałem się, mimo że Luciano ciągle wrzeszczał, bym stanął. Mieliśmy wkrótce odbyć spotkanie z Federico, ale nie mogłem wyjść stąd, nie załatwiając jasno jednej rzeczy.

     Trzasnąłem Luciano tuż przed nosem drzwiami i zacząłem się rozbierać. Mój consigliere nie próżnował i wparował do szatni zaraz za mną.

     — Chyba nie zamierzasz teraz stawać do walki?! Oszalałeś?!

     — Skołuj mi jakieś spodenki.

     Prychnął tylko niby rozbawiony, a jednak nie. Zerknąłem na niego i widziałem, że nie dowierzał, że w ogóle coś takiego robiłem. Ale posłusznie wyszedł z szatni, a ja w tym czasie się rozebrałem.

     Dawno nie walczyłem z przeciwnikiem, ale regularnie wykonywałem treningi z którymś z chłopaków, zatem wciąż pamiętałem podstawy i odpowiednie ruchy.

     Wkrótce Luciano pojawił się i podał mi ubranie, dzięki czemu mogłem w końcu wyjść z pomieszczenia.

     — Już dawno myślałem, że oszalałeś, ale teraz mam tego dowód — skomentował pod nosem.

     Wyszedłem na halę i jak się spodziewałem, wszyscy popatrzyli na mnie nieswojo.

     — Zapraszam, Lucas — rzuciłem do mojego kumpla, nawet na niego nie patrząc.

     — Kurwa, ja? Nie możesz wziąć sobie innej ofiary? — fuknął.

     — Najwyraźniej nie mogę.

     Weszliśmy na boczne pole, ograniczone jedynie taśmami na podłodze i stanęliśmy naprzeciwko siebie. Widziałem jak Lucas przełykał ślinę, a reszta zawodników powoli zaczęła się gromadzić wokół naszej dwójki.

     — Okej, zaczynaj — rzuciłem do niego.

     — Jezu, sam się o to prosiłeś.

     Ruszył w moją stronę, chcąc zaatakować mój bark, jednak w ostatniej chwili zrobił zmyłkę, uderzając w bok. Nie spodziewałem się tego, więc oberwałem już na wstępie, a tłumek wydał z siebie głośny jęk. Na szczęście otrzeźwiło mnie to i zabrałem się do roboty.

SANTIAGO ✔ || RIAMARE #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz