DIEGO
Przyglądałem się treningowi chłopaków z założonymi rękami. Nie podobało mi się, w jak kiepskiej formie ostatnio byli, przynajmniej dla mnie. Musieliśmy zdecydowanie się skupić na doskonaleniu techniki ich walki, by w razie potrzeby mieć przewagę nad przeciwnikiem.
— I jak? — Lucas ledwo łapał oddech, gdy oparł się o linki wydzielające pole walki.
— Kiepsko — odparłem bez ogródek.
Zmarszczył brwi i założył ręce na biodrach.
— Ktoś chyba miał kiepskie nocki z nową małżonką, skoro nadal jego minka wygląda jak u gbura.
— Zamknij się — sarknąłem i odszedłem na bok.
Skierowałem się w stronę stojącego z boku Luciano.
— Nieźle sobie radzą. — Pokiwał głową z entuzjazmem.
— Chyba właśnie wcale — burknąłem, a jego uśmiech zgasł.
— Nie przesadzaj, chciałbyś nie wiadomo czego, a na pierwszy rzut oka można zauważyć, że chłopcy sobie radzą. Chyba Ugo nie wysłałby ci byle kogo.
Westchnąłem ciężko i skierowałem się w stronę szatni.
— Hej, gdzie ty idziesz?!
Nie zatrzymywałem się, mimo że Luciano ciągle wrzeszczał, bym stanął. Mieliśmy wkrótce odbyć spotkanie z Federico, ale nie mogłem wyjść stąd, nie załatwiając jasno jednej rzeczy.
Trzasnąłem Luciano tuż przed nosem drzwiami i zacząłem się rozbierać. Mój consigliere nie próżnował i wparował do szatni zaraz za mną.
— Chyba nie zamierzasz teraz stawać do walki?! Oszalałeś?!
— Skołuj mi jakieś spodenki.
Prychnął tylko niby rozbawiony, a jednak nie. Zerknąłem na niego i widziałem, że nie dowierzał, że w ogóle coś takiego robiłem. Ale posłusznie wyszedł z szatni, a ja w tym czasie się rozebrałem.
Dawno nie walczyłem z przeciwnikiem, ale regularnie wykonywałem treningi z którymś z chłopaków, zatem wciąż pamiętałem podstawy i odpowiednie ruchy.
Wkrótce Luciano pojawił się i podał mi ubranie, dzięki czemu mogłem w końcu wyjść z pomieszczenia.
— Już dawno myślałem, że oszalałeś, ale teraz mam tego dowód — skomentował pod nosem.
Wyszedłem na halę i jak się spodziewałem, wszyscy popatrzyli na mnie nieswojo.
— Zapraszam, Lucas — rzuciłem do mojego kumpla, nawet na niego nie patrząc.
— Kurwa, ja? Nie możesz wziąć sobie innej ofiary? — fuknął.
— Najwyraźniej nie mogę.
Weszliśmy na boczne pole, ograniczone jedynie taśmami na podłodze i stanęliśmy naprzeciwko siebie. Widziałem jak Lucas przełykał ślinę, a reszta zawodników powoli zaczęła się gromadzić wokół naszej dwójki.
— Okej, zaczynaj — rzuciłem do niego.
— Jezu, sam się o to prosiłeś.
Ruszył w moją stronę, chcąc zaatakować mój bark, jednak w ostatniej chwili zrobił zmyłkę, uderzając w bok. Nie spodziewałem się tego, więc oberwałem już na wstępie, a tłumek wydał z siebie głośny jęk. Na szczęście otrzeźwiło mnie to i zabrałem się do roboty.
CZYTASZ
SANTIAGO ✔ || RIAMARE #2
Roman d'amourTOM II SERII RIAMARE Santiago Otero miał w swoim życiu jedną ważną zasadę - nigdy nie okazuj słabości. Zasada ta, tak długo przez niego wyznawana, w pewnym momencie jednak straciła sens. Na jego drodze stanęła kobieta, której łagodne spojrzenie od s...