『 ROZDZIAŁ 27 』

2K 126 18
                                    

MARINA

Malowałam swój kolejny obraz na wystawionej na tarasie sztaludze, próbując jakoś spożytkować wolny czas. Hero biegał po plaży, kopiąc piłkę, którą tydzień temu dostał na urodziny, a ja bezustannie zamartwiałam się o to, iż w jego życiu brakowało przyjaciół. Spędzanie ze mną kilkunastu godzin, z pewnością nie było szczytem jego marzeń i gdyby miał możliwość, to zapewne wolałby spędzić ten czas z kolegami. Santiago za bardzo go odsuwał i izolował od nieznajomych. Niestety nie zauważał, że chroniąc go, przy okazji tworzył z niego małego wyrzutka.

— Powinnaś zacząć się szykować. — Tembr jego głosu sprawił, że podskoczyłam z przerażenia.

Złapałam się za serce i powoli odwróciłam w jego stronę.

— Zaskakiwanie mnie chyba jest twoim ulubionym hobby — rzuciłam z przekąsem, próbując uspokoić rozszalałe tętno.

Kącik jego ust nieznacznie drgnął w przypływie jakiegoś grymasu, ale szybko wdział maskę zobojętnienia.

— Znowu zabierasz mnie na randkę? — zagadnęłam wesoło, szczerząc się do niego jak nastolatka.

— Nie — zerknął przelotnie na zegarek — o dwudziestej rozpoczyna się przyjęcie Lorenzinich.

Przekrzywiłam głowę i zmarszczyłam nos.

— Nic nie mówiłeś o żadnym przyjęciu — mruknęłam z wahaniem.

Odsunął się od framugi, o którą się opierał i wbił spojrzenie w syna. Zmrużyłam oczy, doszukując się w nim odpowiedzi.

— Lepiej się pospiesz, nie mamy zbyt wiele czasu.

Ruszył przed siebie, pozostawiając mnie samą, a moja mina zrzedła.

— Nie mam ochoty na żadne przyjęcia — wymruczałam smutno.

Odłożyłam pędzel i wróciłam do domu. O dziwo dość mocno polubiłam się ze swoim obecnym życiem. Tkwienie w domu i zajmowanie się rodziną, stało się moim ulubionym zajęciem, a przecież wcześniej od tego stroniłam i wręcz pałałam radością, kiedy wychodziliśmy z Luigim na przyjęcia. Santiago i Hero dość mocno zmienili moje podejście do życia.

Wzięłam szybki prysznic i sprawnie nałożyłam makijaż. Nie byłam pewna, czego oczekiwał ode mnie mąż, ale nie bardzo mnie to martwiło. Skoro nie napomknął wcześniej o imprezie, to oznaczało to, iż nie była zbyt znacząca.

Mój telefon odezwał się, kiedy przypudrowałam nos. Widząc od kogo przychodziło połączenie, bez wahania kliknęła zieloną słuchawkę.

— Mam wrażenie, że sto lat nie rozmawialiśmy — mruknęłam smętnie.

W tle dało się słyszeć chichot taty.

— Jestem zapracowany, a myślę, że ty również masz ręce pełne roboty, hm?

Nutka nadziei, która wykwitła na końcu jego zapytania sprawiła, że poczułam delikatne ukłucie w sercu. Martwił się o mnie, a ja, zaaferowana tym wszystkim, nie znajdowałam dla niego odpowiedniej ilości czasu. Pomijając kilka wiadomości tekstowych i krótkich rozmówek, nie porozmawiałam z nim szczerze o tym, jak się sprawy miały.

— Jest dobrze — przyznałam, nareszcie zgodnie z prawdą. — Wiele się dzieje, ale nie mogę narzekać.

— Po raz pierwszy brzmisz całkiem radośnie, kiedy odpowiadasz na moje pytanie — zauważył i wiedziałam, że musiał się uśmiechać, zważając na jego lekki ton.

Kąciki moich ust się uniosły. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze, zauważając na niej malujący się spokój, pomieszany ze szczęściem.

— Jest bardzo dobrze, tato. Hero jest niezwykłym dzieckiem i mam szczęście, że zdołałam poznać takiego urwisa. Kiedy już się ośmieli, jest strasznie gadatliwy, i w dodatku wiedza bucha jego uszami...

SANTIAGO ✔ || RIAMARE #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz