『 ROZDZIAŁ 38 』

1.7K 102 20
                                    

DIEGO

— Nie zamykaj oczu, słyszysz?! — wydzierał się w moją stronę Lucas. — Kurwa, nie zamykaj tych oczu!

Przymykałem i otwierałem powieki, nie wiedząc, co się wokół mnie działo. W jednej chwili lufa pistoletu wycelowana była w moją stronę, wydając na mnie wyrok, a w drugiej słyszałem krzyk chłopaków.

I strzał.

A nawet dwa.

Historia zatoczyła koło i dopadła mnie w najmniej oczekiwanym momencie.

Chyba oberwałem, choć niczego nie czułem. Moje ciało jakby unosiło się gdzieś w przestworzach, było lekkie i w ogóle go nie czułem.

— Kurwa, Diego, jak mi tu umrzesz, to cię zajebię. — Ciepłe krople wody spadały na moje policzki, choć z pewnością nie należały one do mnie. — Oddam ci nerkę, a nawet, kurwa, serce, tylko masz tu zostać, jasne? Jeszcze nie czas na ciebie.

Obraz mi się zamazywał i dopadała mnie senność, której tak bardzo pragnąłem się poddać. Jednak uporczywe pokrzykiwanie ze strony Lucasa zdecydowanie mi nie pomagało. Kazał mi nie popadać w sen, co było niezwykle trudnym zadaniem i potrzebowałem silnej mobilizacji, by przypadkiem nie przegrać.

Ból.

Przez chwilę go czułem, ale potem jakby odszedł.

Był inny, zdecydowanie mniej bolesny niż ten, który odczułem po stracie swojej miłości. Przypominał mi zwykłe ukłucie igłą. W końcu kiedy na co dzień żyłeś w piekle, ból stawał się niczym.

Zasypiałem.

Na chwilę zatańczyła mi przed oczami sylwetka Lavelle. Uśmiechała się do mnie i mówiła coś, choć nie potrafiłem rozpoznać słów. Mimo to, wciąż uparcie coś tłumaczyła, a ja wpatrywałem się w nią jak urzeczony. Wyglądała jak porcelanowa laleczka w pozytywkach dla dzieci. Oszałamiająco piękna, delikatna i krucha. Podziwiałem ją z daleka, czując ogarniający mnie letarg.

Nie było zbyt wiele momentów, gdy pojawiała się przy mnie cała i zdrowa, a przede wszystkim żywa. Senne wspomnienia zawsze przypominały mi jedynie o momencie, gdy ją utraciłem. Teraz, gdy udało mi się ujrzeć ją w pełnej okazałości, miałem ochotę całkowicie odpuścić, nie słuchać komend Lucasa, tylko po to, by wciąż ją widzieć. Uczucie, które mi przy tym towarzyszyło było wręcz uzależniająco uspokajające.

Tęskniłem za nią.

Moje serce, które chwilę wcześniej na chwilę zwolniło rytm, teraz nienaturalnie przyspieszyło. Na nowo przypominało sobie o czasach, kiedy byłem w niej szaleńczo zakochany i miałem ją na wyciągnięcie ręki.

Chciałem się poddać, odpuścić, pragnąłem już na zawsze widzieć przed oczami jej obraz, który tak łatwo podnosił mnie na duchu.

Nie poddawaj się. — Jej melodyjny szept wypełnił moje uszy. — Jeszcze nie pora na nasze spotkanie. Musisz opiekować się naszym synkiem i Mariną.

Chyba unieśli mnie, bo nagle moje ciało jakby się skurczyło, Lavelle zniknęła, a po chwili powitał mnie chłodny podmuch wiatru. Kojący, rześki i świeży, który przypominał mi o Marinie. Mój umysł podsuwał mi kolejne momenty, w których główną rolę grała moja małżonka. Jej wiecznie roześmiane oczy, uśmiech, który podnosił mnie na duchu, dłonie, które błądząc po moim ciele dodawały mi otuchy. Pragnąłem wysunąć dłoń i zetknąć ją z jej ciepłą skórą na policzku, ale była poza moim zasięgiem. Oddalała się ode mnie, a ja zacząłem topić się w ciemnej toni.

Zaczynałem zasypiać, lecz ktoś chwycił mnie za policzek i zmusił do otworzenia oczu.

— To ja, nie zasypiaj, proszę. — Jej aksamitny głos wypełnił moje uszy.

SANTIAGO ✔ || RIAMARE #2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz