XXIX

62 6 58
                                    

Mówiono, że samotne życie, zwłaszcza podobne do tego, które Bella i Stanford prowadzili od wielu lat, powinno wzmacniać charakter. Powinno obudować wrażliwość ciężkim, metalowym murem i wyposażyć ich oboje w grubą skórę, odporną na pociski takie jak tęsknota, zimno, zmęczenie, głód i strach. I strzały, oczywiście.

Bella jednak potrzebowała lat, by pojąć, że nie nauczyła się wytrzymałości. Długi czas u boku Pinesa zaowocował u niej czymś dokładnie odwrotnym – bo nauczyła się spokoju, wrażliwości i delikatności, której nigdy wcześniej u siebie nie obserwowała. A na pewno nie w takim stężeniu.

Nie miała jednak głowy, by roztkliwiać się zbyt długo nad tym fenomenem. Z wyuczoną ostrożnością przesuwała niewielką chusteczką po jego oku, próbując mu pomóc. Żyły odznaczały się na jego czole, zdradzając, jak mocno zaciskał szczękę, byle tylko przetrzymać ból. A ona była z niego z jednej strony dumna, jako że wykazywał się wytrzymałością; a z drugiej strony myślała o tym, że chciałaby przejąć jego cierpienie i nałożyć je na siebie, by nie musiał się męczyć.

– Spokojnie – powiedziała łagodnie, przecierając jego oko. – Zaraz minie.

Jego lewe oko spojrzało na nią, a Ford posłał jej pełen bólu uśmiech. Odwzajemniła gest, choć to, co widziała, szybko zmyło go z jej twarzy; zwłaszcza gdy odsunęła zakrwawioną chustkę od czerwonego oka. Zmęczona powieka opadała i lepiła się od szkarłatu, a białko nie miało już nic wspólnego z bielą. Oko było wypełnione łzami, które ciągle płynęły, ale nie były przezroczyste; wszystkie miały taką samą podłą winną barwę.

– Jest coraz gorzej – przyznała w końcu.

– Nie musisz mi tego mówić...

– On nie odpuści – ciągnęła. Wiedziała, że Ford nie oczekiwał pocieszeń, a faktów; zresztą w takiej sytuacji szukanie pozytywów czy złudnej nadziei na polepszenie sytuacji byłoby co najmniej żałosne. – Powinniśmy znaleźć rozwiązanie tego problemu. Bill nie ma skrupułów.

– Wolałbym, żebyś jednak nie czyściła mi pamięci. – Skrzywił się.

– A jeśli któregoś razu znowu przejmie nad tobą kontrolę? Zaprowadzi cię nad urwisko, a mnie nie będzie w pobliżu? I skoczy...

– Daj spokój, Bel. – Choć osłabienie widocznie odbierało mu znaczną część sił, podniósł się trochę i chłodną dłonią zaczesał kosmyk jej włosów za ucho. – To się nie działo od dawna. Na Ziemi bałem się zasypiać, wypijałem galony kawy i przyklejałem powieki taśmą, byle tylko nie dać Billowi tego, co chce. Ale mam tego dość. Jesteśmy silniejsi niż on.

Patrzyła na niego ze strachem i smutkiem. Towarzyszyły jej one często, zwłaszcza ostatnio; właściwie każdego dnia z coraz większym nasileniem.

– Nie wiesz, co się dzieje, gdy zasypiasz, Stanford... – szepnęła niemalże straumatyzowana.

Zmarszczył brwi w niezrozumieniu. Chciał zapytać, mimo że szanse na to, by Bella mu odpowiedziała, były znikome; ale nie zdążył.

– Szukałam rozwiązania – powróciła do wcześniejszego tematu – i myślę, że je znalazłam. Choć pewnie ci się nie spodoba.

– Powiedz.

– Zanim zaprotestujesz, musisz wiedzieć, że...

– Mów, Bello.

Nabrała powietrza w płuca.

– Jest... taki specjalny metal. Zatrzymuje każdy typ promieniowania, każde fale. I... jest w stanie powstrzymać też metafizycznego demona – wyjaśniła, z każdą sekundą zyskując coraz więcej jego zainteresowania. – Trzymanie cię w klatce odpada, ale... Billowi tak naprawdę zależy tylko na tym, co tutaj. – Uniosła rękę i palcami dotknęła jego skroni. Przesunęła nimi po czarnobrązowych, kędzierzawych włosach, sterczących zawsze na wszystkie strony w sposób, który uważała za niezwykle rozkoszny.

✔ Other Side || Gravity FallsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz