VII

212 37 45
                                    

Usłyszawszy te dziwne słowa, odwrócił się powoli. To, co zobaczył, samo w sobie było koszmarem. Złowroga aura aż promieniowała z ciała potwora. Jego niebanalna prostota była dla Stanforda największą zagadką, ale i postrachem. Zaciśnięte ręce, które non-stop umywały się od win, lewitujące nogi, które niosły go ku temu, czego chciał. I jedno diabelskie, wszechwidzące i wszechwiedzące oko. Ten jeden niezapomniany wzrok, pełen pogardy i pewnego zwycięstwa. Istny horror, którego Pines doświadczał na własnej skórze... I który, jak było widać, jeszcze się nie skończył. Co więcej, nie było widoków na jego zakończenie, nie wspominając już o happy endzie.

Jedno koszmarne oko. Jedyna w swoim rodzaju demoniczna postać.

Bill Mischief Cipher.

– Co, Fordziu? Myślałeś, że ucieczka z jakąś tam potworką pomoże ci uciec przede mną? – zapytał sarkastycznie, po czym wkoło rozbrzmiał jego bardzo głośny, złowieszczy śmiech.

Bella nadal kłóciła się z Pyronicą, kiedy zmroził ją znajomy aż za dobrze śmiech. Rzuciła okiem w stronę lasu, a gdy tylko zobaczyła Billa naprzeciw Forda, rzuciła się do biegu w ich stronę. Była wściekła, widząc grożącego człowiekowi wroga. Nie słuchała nawet jazgotu różowej demonki gdzieś za jej plecami. Wiedziała, że najpewniej Pyronica, bo tak się nazywała, była tam tylko po to, żeby ich rozproszyć. Żałośnie prosta zagrywka, w której oboje dali się wykiwać.

– Bill! – krzyknęła, na co oni obaj spojrzeli w jej kierunku. Kipiała złością. Na jej wystających kościach policzkowych aż pojawiły się czerwone plamki od gniewu. – Odsuń się od niego. – Wycelowała Omegą prosto w jego trójkątną sylwetkę, chociaż on zdawał się nie słyszeć jej rozkazu.

Przez kilka sekund utrzymujących się w napięciu, Bill po prostu patrzył na rozgniewaną dziewczynę, a ta była gotowa strzelić do niego, jeśli ten chociażby tknął człowieka. Zaczął się śmiać z niewiadomego powodu.

– Z każdym stuleciem rozczulasz mnie coraz bardziej, Bello. – Wyolbrzymił swoje rozbawienie, co tylko bardziej ją rozwścieczyło. – Wybacz, ale nie dostarczyłaś mi twojej „Szósteczki” na czas, a to chyba ma jednoznaczny skutek, nieprawdaż? – Wykrzywił swoje jedyne oko w chytrym grymasie.

Bella nadal kurczowo trzymała Omegę, ale nie strzelała. Jej palec spoczywał na spuście. W każdej chwili mogła wystrzelić w stronę Billa pocisk, choć wahała się, czy powinna to zrobić.

Na co ona czeka? – Ford zapytał samego siebie w myślach. Wiedział, że jeżeli sam spróbuje wypełnić tę czynność, nad którą ona miała nieskończone dylematy, pewnie skończyłby nie lepiej niż cokolwiek, co ośmielało się stanąć Billowi na drodze.

Obserwował sytuację. Było mu to dziwne, że demon latał sobie obok niego i nawet go nie atakował, chociaż miał go na wyciągnięcie ręki. Irytował ich tylko słowami. Nie szturchał ich, nie dokuczał, nie dźgał, nie strzelał do nich, nie nasłał na nich bandy potworów, których egzystencja w ogóle nie powinna mieć miejsca. Spokojnie unosił się zaledwie metr czy dwa od swojego największego wroga. Lewitował bez przejęcia naprzeciw Belli, która mogła zgładzić go jednym zgięciem palca. Zupełnie jakby cała jego obecność tam, fakt, że się tam znajdował, to był żart, jedna, wielka...

– Iluzja – dotarło do niego i wypowiedział to na głos.

I wtedy zrozumiał. Bill tylko w swoim wymiarze istniał fizycznie. Poza nim był jedynie energią. Żył w stanie mentalnym. Mógł się komuś przyśnić, mógł udawać w jego głowie, że to przez niego jakiś człowiek upadał, ale nie mógł naprawdę podłożyć mu nogi. Był jedynie iluzją.

A to oznaczało, że obojgu im pokazał się Bill, czyli wszedł w ich umysły w jakiś sposób. Nie opanował ciał, w których żyli, ale jednak w jakiejś części musiał dostać się do zmysłów dwójki, skoro oboje oni widzieli go tak realnie, przed sobą, dodatkowo bez medium.

– To tylko iluzja. – Głos naukowca wzrósł do wyższej głośności. Spojrzał na Bellę, która powoli opuszczała broń. Zamknęła oczy.

– Racja – przyznała tak cicho i niewyraźnie, jak potrafiła. – Czego chcesz?

– Przecież już mówiłem – rozbawiony do granic możliwości demon zauważył. – Myślałaś, że was nie znajdę? Proszę bardzo, jestem iluzją. – Przesuwał dłońmi i zmieniał obraz dookoła nich. Atakujące potwory, wyrwy na niebie, latające gałki oczne ze skrzydłami nietoperzy. – Ale przede wszystkim jestem demonem umysłu, a wy ze mną zadzieracie. Haha! Doprawdy, czegoś tak szalonego nawet ja bym się nie podjął, muszę wam to przyznać! – Delikatnie przymrużył oko, jakby się uśmiechał i z zadowoleniem mówił do nich, gestykulując.

Ford popatrzył na towarzyszkę, ale ona stała naprzeciw demona cicho. Chyba układała w głowie plan, chociaż ciężko było cokolwiek stwierdzić, patrząc na jej bezbarwny wyraz twarzy.

– Znam cię, Bill – ostrożnie wypowiadała słowa, by nie powiedzieć czegoś, czego następnie mogłaby żałować. – Nie pojawiłbyś się bez powodu.

– Zadziwiasz mnie swą błyskotliwością. – Udał przesadne zachwycenie.

– Mów do rzeczy!

– Och! – Uniósł ręce w geście obronnym, grając przerażenie. – Nie wiem, w jakim celu to robisz, ale powiedzmy, że nie wierzę, byś nagle się tak zmieniła. – Podleciał odrobinę bliżej.

Zacisnęła zęby, obmywając twarz ze wszelkich emocji.

– Wynoś się – powiedziała bez żadnego, nawet najmniejszego chociażby uczucia.

Bill zaśmiał się zadowolony, po czym rzeczywiście zniknął. Tak po prostu się rozpłynął.

Demonica odetchnęła, kiedy tylko przed jej oczyma stracił się obraz potwora. Stanford spojrzał na nią niepewnie.

– Wszystko dobrze? – zapytał.

Nie odpowiedziała. Rozejrzała się tylko, po czym otarła dłonie o swój czarny płaszcz.

– Kazałam ci się schować – powiedziała.

– Ja... schowałem się.

– Wcale nie! W ten sposób w życiu nie dojdziemy do porozumienia. – Zaczęła energicznie zmierzać w stronę obozu.

– Nie dojdziemy do niczego, jeśli będziesz mnie trenować tylko po to, żebym chował się w krzakach jak ostatni tchórz! – Dogonił ją.

– Nie jesteś gotowy, koniec dyskusji – odpowiedziała mu chłodno, dając do zrozumienia, że jeżeli ten powie jeszcze chociażby jedno słowo, przekroczy ostateczną granicę i skończy marniej niż cokolwiek innego, co postanowiło ją przekroczyć.

Dlatego też postanowił zamilczeć, chociaż w myślach zdecydowanie się od tego nie ubiegał. Bez skrupułów zaczął przeklinać wszystko, co znał. Zacisnął pięści w kieszeniach płaszcza.

– Wynosimy się stąd – zażądała, więc mężczyźnie pozostało tylko jej zaufać.

✔ Other Side || Gravity FallsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz