VI

234 43 31
                                    

Ku zdziwieniu ich obojga, pociągnęli długą i ciekawą konwersację. Rozmawiali o innych wymiarach, o wcześniejszym życiu Stanforda, a nawet zahaczyli o temat Billa, jednakże Bella szybko z niego zboczyła. Ujrzeli samych siebie w całkiem innym, nowym świetle. Ford już nie wyglądał dla Belli jak po prostu człowiek – istota słaba i głupia. Był już w jej oczach inteligentniejszy, poza tym coraz bardziej ciekawiła ją rasa ludzka. Mieli uczucia. Reagowali w określony sposób na pewne sytuacje. Płakali, śmiali się, rumienili się.

Stanford zaś począł po tej rozmowie postrzegać Bellę nie tylko jako potwora. Zobaczył w niej przede wszystkim osobę, a nie tylko zimnego demona z innego świata.

Być może byli na dobrej drodze, by się dogadać, a może nawet zaprzyjaźnić, choć Stanford zastanawiał się, czy nie było jeszcze za wcześnie na takie wizje. Nie wiedział, czy było to w ogóle możliwe; czy zwykły człowiek mógł zaprzyjaźnić się z potworem.

Nie spostrzegli nawet, kiedy oboje zasnęli przy ognisku.

Kilka godzin później wstali wcześnie, przynajmniej takie Ford miał wrażenie. Właściwie, gdziekolwiek właśnie byli, cykl dnia i nocy tam nie obowiązywał. Cały czas ponad nimi rozciągało się czarne sklepienie, pośród którego pobłyskiwała pomarańczowa, ledwo widoczna poświata.

Ich humory tym razem były wyjątkowo dobre. Znali się ledwo kilka dni, jednak widocznie poprzedzająca owy dzień wielogodzinna konwersacja otworzyła ich na możliwość ewentualnego dogadania się. Nie można jednak było przesadzać. To nie było tak, że zasnęli jako wrogowie, a, budząc się z błogiego snu, nagle stali się najlepszymi przyjaciółmi. Ich sytuacja była raczej daleka tej opisanej. Z każdym dniem jednak potrafili dogadać się coraz bardziej, więc Ford, ku jego własnemu zdziwieniu, coraz bardziej jej ufał.

Tym razem Bella zapewniła, że znajdują się w jednym z bezpieczniejszych miejsc.

– Zostaniemy tutaj jeszcze kilka dni. W tym miejscu potworom Billa będzie ciężko nas znaleźć – wyjaśniła, kiedy przemierzali skalne urwiska. Wymiar ten wyglądał bowiem jak jeden, wielki kanion stworzony z czarnej skały wulkanicznej i to zlokalizowany pośrodku jakiejś galaktyki, która zdawała się tlić małymi, ognistymi iskierkami tu i ówdzie.

– Opracujemy plan? – zapytał o pierwsze, co przyszło mu do głowy.

– Nie – stwierdziła. – Ale nie zmarnujemy tego czasu.

Zatrzymała się, gdy dotarli do rozległego placu porośniętego gąszczem drzew. Pokryty był prawie w całości uschniętą roślinnością, nie licząc właśnie niewielkiego, ale wysokiego lasu, widocznie wystarczająco wytrzymałego dla tego klimatu.

– Jak się ma twoja kondycja? – Wyciągnęła z płaszcza pokaźną broń. Mogła spokojnie położyć ją na drobnym ramieniu, wyglądając z nią, jakby zaraz machineria miała ją przeważyć. To, jak ją uniosła (oraz jakim cudem zmieściła się ona w płaszczu), pozostało zagadką, choć Pines podejrzewał, że i na to futurystyczna technologia miała swoje sposoby.

– Marnie... ostatnimi czasy – przyznał Stanford. W czasach szkolnych zdobywał z wychowania fizycznego oceny pozytywne tylko dlatego, że nauczyciele byli litościwi i wyrozumiali wobec takiego geniusza. W końcu mógł śmiało przeskoczyć klasę, a powtarzanie jakiegoś roku z jego intelektem z powodu WF-u byłoby całkowicie zbędne, a nawet krzywdzące.

Podczas poszukiwań i badań w Wodogrzmotach jego poziom wysportowania lekko się podniósł. Wraz z McGucketem przesiadywali w opuszczonym UFO, chodzili po górach. Badali ukryte jaskinie, uciekali przed potworami. Raz nawet Ford zmuszony był rzucić się w pogoń za Gremloblinem, który porwał jego asystenta. Budowa portalu także wymagała sprawności fizycznej, więc nie było z nim chyba tak najgorzej. Po wszystkim jednak, kiedy nadeszła jego wielka paranoja, hektolitry kawy, które wypijał, by tylko nie przymknąć oczu, skutecznie wypłukały z jego organizmu magnez i siłę. Zszedł z wagi oraz zapomniał, czym jest spokojna medytacja czy bieganie po zakamarkach miasta.

✔ Other Side || Gravity FallsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz