XIX

203 22 144
                                    

Łąka. Tysiące pięknych kwiatów. Widział piwonie, stokrotki, fiołki i bzy. W oddali brzozy, powiewające spokojnie na ciepłym wietrze. Ich jaśminowe korony falowały, jakby tańczyły do najpiękniejszej piosenki, jednocześnie przywodząc na myśl cudne, otwarte morze. Przyjazne, a jednak pełne niebezpieczeństwa.

W całym tym spokoju czuł nieludzki lęk.

Uklęknął na trawie. Była ciepła. Pachniała cudowną słodyczą, jakby ktoś posypał całą polanę niewidzialną czekoladą.

Dotknął jednej z róż. Jej malinowej barwie i woni nie sposób było się oprzeć. Przymknął oczy, by zaciągnąć się wspaniałym zapachem.

Ale coś było nie tak.

Gdy ponownie uchylił powieki, rajski Eden zniknął. Lazurowe dotychczas niebo przeistoczyło się w czerń spowitą purpurą. Jasne liście opadły z drzew, zostawiając nagie gałęzie. Kora stała się ciemna i rdzawa. Nadal wszystko przypominało wodę, ale nie taką spokojną, a raczej w postaci morza w czasie sztormu. Trawy pokrył ogień, słodki zapach wnet stał się dymem, jaki znikał już w otchłani ponad scenerią. Przepiękne kwiaty zmieniły się w rosiczki, lecz nie te cudne z kwiaciarni, a potężne olbrzymy, chcące go pożreć. Nawet najcudowniejsza róża stała się pułapką.

***

Nagle coś go obudziło. Serce kołatało mu w piersi, a oddech nie chciał się uspokoić. Czuł, jak coś szarpało go za ramię.

– Pobudka!

Odwrócił się leniwie. Był zbyt zmęczony, by myśleć o koszmarze. Cholera... a mógł iść spać wcześniej, a nie przeglądać książkę Jheselbraum do późnych godzin.

Zobaczył roześmianą – aż niepodobnie do niej – twarz Belli. Demonica trzymała jego bark i budziła go, a gdy ten w końcu odzyskał część świadomości, jej bladą twarz przyozdobił jeszcze szerszy uśmiech.

– A... Bella... dzień dobry – przywitał się ospale, przeciągając w pościeli. Przetarł oczy i ziewnął, po czym sięgnął po okulary. – Jak ci się spa...

– Wszystkiego najlepszego! – przerwała mu, nie dając nawet dokończyć. W jej oczach tliła się taka radość, że Ford przez krótki moment był nawet skłonny stwierdzić, że to nie była prawdziwa Bella.

– Co?

– Sto lat, Fordziu! – pisnęła rozkosznie jak małe dziecko. – Albo w sumie nie sto. To mało. Nieskończoności. – Machnęła ręką.

– Co? Dziś piętnasty czerwca?

– Nie inaczej!

Na jego twarzy zagościł mały uśmiech. Nie obchodził urodzin od niemalże dekady... W zasadzie nawet nie pamiętał, że w ogóle je miał, więc było to całkiem miłe, gdy przynajmniej Bella pamiętała. Zaledwie raz przy rozmowie napomknął o dacie, a jednak zapamiętała. Jakże on by chciał mieć taką pamięć, jaką miała Bella, przed testami z historii!

– Dziękuję, Bel – zaśmiał się, podnosząc z łóżka i ziewając.

Westchnęła.

– No dobra... tym razem cię nie skarcę za to zdrobnienie, ale tylko dlatego, że masz urodziny. – Poczochrała jego kasztanową czuprynę, będącą i tak w nieładzie.

✔ Other Side || Gravity FallsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz