Epilog

72 6 51
                                    

Trzydzieści ziemskich lat temu spotkałem istotę, w której istnienie nie wierzę do dziś. Nazywała się Bella Malevolence Cipher. I tak, była siostrą mojego największego wroga... niesławnego Billa Mischief Cipher.

Jako demonowi, czułość była jej obca. Nie rozumiała, kiedy płakałem lub śmiałem się szczerze, lub tęskniłem za domem. Często zastanawiałem się, skąd pochodziła i co kryła. Nie mogłem doczekać się dnia, w którym zdradzi mi tę tajemnicę... a kiedy już ją poznałem, błagałem, by ktoś usunął mi pamięć. Tak bardzo chciałem cofnąć czas.

Spotkałem ją w Królestwie Koszmaru (myślałem wtedy naiwnie, że był to przypadek...) i zawarliśmy przymierze. Wydawało mi się wtedy, że skrycie się w cieniu kogoś, kto wiedział, jak przetrwać, było moim jedynym wyjściem. Nie miałem pojęcia, że wpakowałem się wtedy w sam środek pułapki jak naiwny głupiec, którym zostanę z pewnością aż do śmierci... ale gdybym mógł dokonać wyboru jeszcze raz i zmienić przeszłość, chyba postąpiłbym tak samo.

Gdzieś w głębi wiem, że tak naprawdę nie była zła. Widziałem to w jej oczach, kiedy na mnie patrzyła. Czasami budziła się też w nocy zlana zimnym potem albo krzyczała przez sen, dopóki nie chwyciłem jej za rękę. I myślała, że o tym nie wiem, ale widziałem, jak przesiadywała w samotności i wtedy zawsze płakała. Nie była zła. Była zagubiona. Wiem, że miała więcej tajemnic, niż zdążyłem odkryć. Teraz już nigdy ich nie odkryję, a Bella sama została tajemnicą, której muszę strzec przed moją rodziną... Jak zareagowaliby, gdyby dowiedzieli się, że tyle łączyło mnie z demonem? Demonem współpracującym, można powiedzieć, najbliżej z Billem.

Czuję się, jakby była tylko wytworem mojej oszołomionej wyobraźni. Jakby nigdy nie istniała tak naprawdę. Jak fałszywe wspomnienie.

Nie żałuję niczego. Nie żałuję tego, że jej zaufałem, że zawsze wybierałem niebezpieczną podróż u jej boku, nawet gdy mogłem zamiast tego osiedlić się w spokojnym miejscu. I nie żałuję, że obdarzyłem ją uczuciem. Żałuję tylko jednego: tego, że to przeze mnie ona już nigdy nie zobaczy wschodu słońca. A wiem, że je kochała...

– Wujaszku Fordzie!

Gdy tylko usłyszał wysoki głosik i stukanie butów, szybko złapał za kartkę i pociągnął mocno, aż papier został mu w dłoni. Tusz jeszcze nie zaschnął i szkic demonicy rozmył się zwłaszcza na twarzy, jakby płakała atramentowymi łzami, gdy Stanford przesunął po nim palcami. Zgniótł skrawek i wrzucił go pomiędzy resztę śmieci, po czym odwrócił się na krześle.

– Tak?

– Idziemy oglądać film o bogach nordyckich. Chcesz obejrzeć z nami? – Dipper pokazał mu pudełko z płytą, a Ford prychnął mimowolnie.

– Oni tak nie wyglądają...

– Co?

– Nieistotne. – Potrząsnął głową. – Muszę jeszcze trochę popracować.

– O... a mogę ci pomóc?

Naukowiec westchnął, przyglądając się chłopcu. Był tak niewinny w swej chęci poznawania świata i nauki, że aż mu zazdrościł. Bystre, brązowe oczy chłopca były zupełnie ufne. Nie zdawał sobie bowiem sprawy z tego, z czym wiązały się sekrety, które uważał za ekscytujące.

Stanford pochylił się i położył dłoń na ramieniu bratanka.

– Czekają na ciebie wielkie rzeczy, Dipper.

Jego głos przesiąknął goryczą i smutkiem, ale chłopak zdawał się mimo to obrosnąć w dumę. Zupełnie jakby Ford widział młodszą wersję siebie. Syna, którego się nie doczekał, albo wyrwanego z innej czasoprzestrzeni młodego, aspirującego geniusza.

– Ale pamiętaj, żeby nie dać im się pochłonąć.

– Co masz na myśli? – Uniósł brwi.

– Uważaj, komu ufasz, Dipper. I wiedz zawsze, kiedy przestać. Są tajemnice niewarte odkrycia.

Bratanek przechylił głowę w lekkim niezrozumieniu.

– Wujku... czy to ma związek z portalem? Co ty widziałeś po drugiej stronie?

Wziął nierówny oddech. Co widział? Widział chyba wszystko, co mógł zobaczyć... a później widział jeszcze więcej. Ale nie chciał o tym wspominać. Niedawanie się pożreć traumie przynosiło niesamowity trud, a przerzucanie jej na dzieci czy kogokolwiek innego, kto nie znał życia poza spokojem Ziemi, zdawało się nadwyraz okrutne. Dlatego poprzysiągł sobie, że nigdy się tego nie dopuści.

– Kiedyś ci o tym opowiem – skłamał. – No, może rzeczywiście chodźmy obejrzeć ten film.

Wstał i objął młodego ramieniem, żeby zaprowadzić go na górę. Dipper jednak jeszcze obrócił głowę i przez ramię spojrzał na otwarty na biurku dziennik z wyrwaną stroną. Wszystkie dzienniki miały zresztą wiele wyrwanych stron i Dipper zawsze zastanawiał się, co się na nich mieściło, nim zostały wyrzucone. Ciekawiła go też róża o czarnych płatkach, ususzona dawno temu i ułożona starannie obok dziennika. Przeniósł ciekawskie oczy na wujka-idola i zastanawiał się, co kryła ta strona Stanforda Pinesa, której nikt nie znał. I czy kiedykolwiek mieli ją jeszcze poznać.

___________________

Witam Was po raz ostatni w „Other Side", po pięciu latach od pierwszego powitania, trzydzieści pięć rozdziałów i 73 072 słowa później. Po dwóch korektach, kilku zmianach okładki i istnej burzy, której formę przybrał mój proces twórczy.

Satysfakcja jest nieopisana. Chciałabym określić słowami to, co czuję, publikując epilog „Other Side", ale myślę, że takich słów nie ma. A tam, gdzie słowa są za słabe, prawdziwą moc ma dopiero milczenie.

Słowem, dziękuję. Całym sercem. Tym, którzy od początku do końca kochali Forda i Bellę. A tych, którzy twierdzili, że to opowiadanie się nie uda... również pozdrawiam. :)

Na górze dorzucam dwie strony Dziennika Forda, gdzie opowiada o Belli. Być może kogoś zainteresuje graficzna wizja tego, co pojawiło się w epilogu. Rysunek jest oczywiście mojego autorstwa (nie przejmujcie się karteczką z innym nickiem, to tylko mój rysunkowy Instagram, draconivy, na który możecie zerknąć, jeśli macie ochotę!), wykonany specjalnie dla tego rozdziału.

Odzywajcie się czasami do mnie! A gwarantuję, że jeszcze o mnie usłyszycie...

✔ Other Side || Gravity FallsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz