X

265 38 85
                                    

Zimne światło, którego wiązki rozpraszały się, wpadając przez porysowaną szybę w pokoju drewnianej chatki, zaczęło delikatnie łaskotać twarz Belli. W wyniku tego uchyliła leniwie powieki, zdające się być jeszcze o wiele za ciężkie. Uniosła zaspane oczy na jasne niebo, z którego już od rana sypał śnieg, za oknem. Biel na zewnątrz i wczesna pora okazały się być jednak wystarczającym argumentem ku temu, by jeszcze chwilę sobie pospać w zagrzanej w ciągu nocy pościeli, zanim znów miała wyjść na mróz panujący na zewnątrz. Ziewnęła, po czym zatrzasnęła powieki z powrotem i przewróciła się na drugi bok. Chciała już ucinać sobie drzemkę, ale coś ewidentnie jej nie pasowało. Otworzyła przez to oczy i wtedy pomyślała, że chyba zacznie krzyczeć.

Otępione jeszcze trochę zmysły szybko zlokalizowały Forda, który spał smacznie zaraz obok niej. Nie kontrolowała nawet własnego pisku, wyrwała się błyskawicznie z łóżka, a wraz z nagłym dźwiękiem o wysokości zbyt wielu decybeli obudził się również mężczyzna.

– Stanford! – wrzasnęła. – Mówiłam ci o DWÓCH sypialniach! – Dziewczyna zrobiła się aż czerwona od złości, chociaż bardzo możliwe, że to wstyd i zażenowanie wpłynęły na odcień jej twarzy.

Człowiek niespokojnie dokonał szybkiej analizy sytuacji. Było to dosyć trudne, zwłaszcza że ledwo co został brutalnie wyrwany ze snu, ale wyglądało na to, że w nocy był tak zmęczony, że nawet nie zauważył Belli śpiącej smacznie w pościeli w sypialni, do której wszedł. A później śpiącej całą noc obok niego. Zaraz obok niego. Całą noc.

Wstał, a właściwie wyskoczył z łóżka, otwartymi szeroko oczami szukając rozwiązania sytuacji na suficie. Jak nietrudno było się domyślić, tam go nie znalazł.

– Ja... Ja pomyliłem drzwi! Naprawdę! – Zasłonił się rękoma. Od nagłej pobudki zakręciło mu się w głowie.

Dziewczyna spojrzała na niego wymownie, po czym bezsilnie zasłoniła twarz.

– Idiota.

Energicznym ruchem porwała rzemień, którym spięła burzę ciemnych włosów, a następnie zarzuciła na siebie płaszcz. Bez słowa wyszła z pokoju, więc człowiek podążył zaraz za nią. Zeszli na dół. Po drodze chwycił tylko swój płaszcz, pozostawiony na kanapie poprzedniego dnia. Kobieta zmierzyła do drzwi, lecz gdy tylko zauważyła, że Pines zamierzał podążyć za nią, zatrzymała go gestem dłoni.

– Zostań. Zaraz wrócę.

– Gdzie idziesz?

Zastanowiła się chwilę.

– Na polowanie. Ty masz tu zostać, jesteś jeszcze ranny – zażądała, po czym wyszła, chcąc uniknąć wszelkich protestów z jego strony.

Pierwszą myślą Forda było udanie się i tak za nią, ale szybko stwierdził, że to nie był najlepszy pomysł. Musiał zacząć w końcu przyjmować do wiadomości fakt, że to ona czasami miała rację. Ale tylko czasami.

No, trochę częściej niż czasami.

W zasadzie to dosyć często.

Raczej prawie zawsze.

Westchnął i przyznał sam przed sobą: miała rację za każdym dotąd razem.

***

Biegła sprintem przez ciemny las jak najdalej od chatki. Musiała się spieszyć, by rzeczywiście coś później upolować i uchronić się przed wszelkimi podejrzeniami. Stanford nie był głupi. Mógł przejrzeć ją na wylot, jeżeli ona popełniłaby chociaż jeden błąd. Była tego w pełni świadoma, lecz miała przy tym wrażenie, że o wiele za mało ostrożna.

✔ Other Side || Gravity FallsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz