– Więc kiedy się tego nauczyłaś?
– Niby czego?
– Prowadzenia statku kosmicznego.
Wzruszyła ramieniem, nie odrywając wzroku od komety przelatującej w oddali.
– Gdybyś miał moją rodzinę, też byś potrafił. To nic trudnego – mruknęła.
Kiedy tylko Bella była w stanie stanąć na nogach o własnych siłach, wyniosła się z Wymiaru 52. Początkowo nieprzychylnie, lecz pozwoliła Fordowi pójść za nią; od tamtej pory jednak naukowiec nie mógł oprzeć się wrażeniu, że coś w niej uległo radykalnej zmianie. Przypominała wręcz osobę, którą była ponad sześć lat wcześniej. A może siedem? Ile to już z Fordem przeskakiwała z jednego portalu w drugi, jakby była to ledwie dziecinna igraszka? Cóż, czas i tak nie miał znaczenia, bowiem funkcjonował on w każdym świecie inaczej. Czasami naprawdę dziwnie. Stanforda aż mdliło, kiedy tylko przypominał sobie o pamiętnej wizycie w wymiarze, w którym to czas najpierw płynął do przodu, następnie się cofał, znów do przodu, przeskakiwał wedle własnego uznania do różnych punktów na osi czasu. Bez przerwy.
Również i on nie był w formie. Kiedy lęk o przyjaciółkę w końcu mógł ustąpić, na jego miejsce wskoczył potworny ból głowy, najpewniej spowodowany przemęczeniem i bezsennością, najbardziej dokuczając mu w okolicach lewej skroni. Chciał trochę się zregenerować, ale Bella, będąc demonem, nie miała takich problemów; toteż od razu wysłała międzygalaktyczny list do kogoś, kto przyleciał prosto pod klasztor ze statkiem.
Siedział teraz, opierając pulsującą skroń o grubą szybę.
– Słodki losie, ale mnie głowa boli.
– Kolejny z chorobą kosmiczną. – Wywróciła oczami. – Niedługo lądujemy, postaram się prowadzić tak, żebyś nie puścił mi tu pawia na tapicerkę.
– Jak to w ogóle możliwe, że jesteś sama, bez domu i bez pracy, a mimo to stać cię na TO? – Zmarszczył brwi, zauważając złote obicie na kierownicy.
Zmieszała się tylko lekko, nie wiedząc do końca, co odpowiedzieć.
– Nie trzeba zarabiać, by mieć pieniądze – odparła zdawkowo. – Ty chyba nie powinieneś podejrzewać mnie o szczególną uczciwość...
Odkaszlnęła.
– A w zasadzie skąd pomysł, że nie mam domu i jestem sama?
– A może stąd, że szlajasz się ze mną od kilku lat i ani razu nie zauważyłem, żeby ktoś się o to zmartwił? – Posłał jej pobłażliwe spojrzenie.
– Mam dom – powiedziała cicho i ponuro z nadzieją, że temat na tym się zakończy.
– Jeśli czeka w nim na ciebie mąż, to chyba mu współczuję. Musiałaś walnąć niezłym fochem, że tak po prostu wyszłaś na kilka lat.
Wbrew sobie cicho parsknęła śmiechem na tę sugestię.
– Oboje wiemy, że prędzej wstąpię do tego durnego zakonu Jheselbraum, niż wyjdę za mąż.
Chciał również się zaśmiać, lecz dokuczliwy ból w skroni i okolicach oka dawał mu się we znaki. Zauważyła to, więc ucichła, by nie drażnić nadwrażliwych przez migrenę zmysłów Pinesa.
– Byle szybko i po prostce – poprosił.
W odpowiedzi pokiwała głową nieco zatroskana, ale wtedy zauważyła coś, co zmartwiło ją jeszcze bardziej.
– Cholera! – prawie pisnęła, od razu rzucając się na migające przyciski obok kierownicy. Zaczęła wciskać prawie wszystkie, sprawiając wrażenie, że sama nie wiedziała, do czego większość służyła.
CZYTASZ
✔ Other Side || Gravity Falls
FanfictionPomimo tylu lat rozłąki nie przywitał go ciepło. Zostawił brata samego, a sam zniknął w otchłani równoległej rzeczywistości. Po żadnej stronie portalu nie było łatwo, jednak w świecie, w którym nie znało się niczego, nawet osobliwych zasad fizyki...