Stanford delikatnie uchylił powieki, a do jego zmęczonych oczu przedostało się światło tworzone przez dogasające ognisko. Z trudem podniósł się nieco obolały po nocy na kamieniu i rozciągnął ramiona, ziewając.
Zdążył już zapomnieć, jak to dobrze było się wyspać. Chociaż wiedział, że nie trzeba byłoby mu dwa razy mówić, żeby zdrzemnął się jeszcze na kilka dodatkowych godzin.
Pomimo chęci odpłynięcia w jeszcze jedną drzemkę, spojrzał w drugą stronę jaskini, gdzie zobaczył Bellę siedzącą przy mniejszym ognisku.
– No, dzień dobry, śpiąca królewno – zakpiła.
– Dzień dobry – odpowiedział, patrząc na nią.
Był poniekąd zawiedziony tym, że obudził się w jaskini, a nie w domu. Pragnął, by ostatnia doba okazała się być jedynie złym snem i przestrogą przed tym, by przenigdy nie prosić o pomoc tego nieudacznika Stanleya. Że też desperacja Forda wepchnęła go w sidła Billa! Wiedział, że nigdy nie wybaczy tego bratu, choć do ich następnego spotkania miało już pewnie nawet nie dojść.
– Spałeś osiemnaście godzin, wiesz? – Jakby czytając mu w myślach, wypełniła swoim głosem pustą przestrzeń pozbawioną jakichkolwiek dźwięków i zmieniła kierunek jego rozmyślań.
– Nie spałem od tygodni, wiesz? – przedrzeźnił ją, będąc w głębi jednak trochę zaskoczony tak wysokim wynikiem.
Bella tylko prychnęła.
– To nie moja sprawa, co robisz po nocach. – Rzuciła mu krótkie, figlarne spojrzenie.
Jak siedział, tak znieruchomiał w zdumieniu i zdecydowanie za długie kilka sekund zajęło mu załapanie, co w ogóle sugerowała. Zaśmiał się cicho na złośliwy żart, dłonią pocierając opatrzoną ranę.
Wraz z momentem zetknięcia się jego dłoni z cienkim, szarym bandażem, poczuł pieczenie na skórze, a następnie nieprzyjemne kłucie, aż ból rozszedł się po jego nerwach. Jęknął cicho w następstwie okropnie nieprzyjemnego odczucia. Szrama musiała najwyraźniej być głęboka, chociaż nie przypominał sobie, czy mógłby aż tak uszkodzić to ramię.
– Boli? – zapytała go czarnowłosa. W jej głosie nie było słychać troski ani zmartwienia, można było jednak usłyszeć nutę niepewności.
– Trochę – mruknął cicho w odpowiedzi. Zgrywał trochę twardziela, bo tak naprawdę zapiekło go ogromnie, lecz nie chciał wyglądać znowu jak całkowicie nieporadny, mały, śmiertelny chłopiec. Był przecież dorosły.
Westchnęła bezradnie oraz wróciła do opiekania czegoś nad ogniem. Dopiero teraz Ford zauważył, że – cokolwiek to było – pachniało ciekawie.
– Co to? – zapytał ciekawski jak zawsze.
Dziewczyna spojrzała na niego w chytrym grymasie, który miał chyba przypominać uśmiech.
– Jeżeli mnie dziś zdenerwujesz, możesz to być ty. – Zmrużyła oczy.
Tym razem to on prychnął, przewracając oczami.
– Wczoraj nie byłaś taka dowcipna.
Zaśmiała się tylko w wyjątkowo dziwny, nienaturalny sposób, nic już nie odpowiadając.
CZYTASZ
✔ Other Side || Gravity Falls
FanfictionPomimo tylu lat rozłąki nie przywitał go ciepło. Zostawił brata samego, a sam zniknął w otchłani równoległej rzeczywistości. Po żadnej stronie portalu nie było łatwo, jednak w świecie, w którym nie znało się niczego, nawet osobliwych zasad fizyki...