Z Dziennika 4.
Własność Stanforda Pinesa i̶ ̶B̶e̶l̶l̶i̶ ̶M̶a̶l̶e̶v̶o̶l̶e̶n̶c̶e̶.
Dzień 1.
Jeszcze kilka dni temu myślałem, że moja podróż dobiegła końca, lecz dziś już wiem, że ona dopiero się zaczyna. Właśnie teraz.
Operacja powiodła się. Minęło kilka tygodni, nim mój organizm zaakceptował umieszczone w nim obce ciało w postaci metalowej płytki chroniącej mój umysł przed szalonym demonem, jednak po przetrwaniu nocy spędzonych na wymiotowaniu, piekielnych migrenach (czy to pierwszy raz?), halucynacjach i ocieraniu się o własny zgon, udało się. Doszedłem powoli do siebie i oto jestem, gotów do dalszej podróży.
Jheselbraum była na tyle miła, by dopracować ze mną projekt związany z ulepszeniem Omegi. Powiedziała, że Bill w swojej bezcielesnej formie nie ma słabości. Składa się tylko z kwantów. To pozwoliło nam opracować koncept Destabilizatora Kwantowego – wspaniałej broni, która (jeśli nasza teoria się sprawdzi) będzie w stanie pokonać Billa. Na drodze natomiast stanęła nam wiedza i możliwości. Stoi przede mną niesamowicie trudne wyzwanie – ukończenie projektu. Potrzebuję wielu informacji, których nie znalazłem w tym wymiarze, i wielu części, których nie widziano w multiuniwersum od dawna. To będzie z pewnością najbardziej wymagający projekt, z jakim kiedykolwiek się zmierzyłem.
Wymiar 52 zawsze oferował mi pomoc, lecz nadeszła pora, bym wybrał się w samotną tułaczkę. I tak piszę te słowa, siedząc pod drzewem i obserwując widoczne w oddali strome wzgórze, a na jego szczycie dumny, magiczny klasztor. Zerka na mnie z góry i wiem, że to z pewnością moje pożegnanie z tym niezwykłym miejscem.
Żegnaj, Wymiarze 52 – i witaj nowy rozdziale mojego życia, w którym mam dla samego siebie tylko jedną radę, której zaniechanie pogrążyło mnie ostatnim razem:
Nikomu nie ufaj.
Podpisano: Stanford Filbrick Pines.
☯
Dzień 3.
Lekcja samodzielności jest nie tylko brutalna, ale też owocna. Dopiero teraz rozumiem, jak mało jeszcze wiem. Odkopałem stary translator nadgarstkowy, który dostałem na samym początku swojej przygody międzywymiarowej od dziwnych, życzliwych istot, błąkających się po Królestwie Koszmaru (mam nadzieję, że mają się dobrze). Gadżet pozwala mi się porozumiewać. Pomaga mi w zdobyciu jedzenia, noclegu czy wskazówek odnośnie dalszej podróży. Niesamowicie przydatny wynalazek. Ludzkość powinna brać przykład i wymyślić narzędzie tłumaczące wszystkie języki, dostępne powszechnie, wygodne, proste w użyciu! Niestety, obawiam się, że mój gatunek nigdy nie wejdzie w takie zaawansowanie technologiczne...
☯
Dzień 14.
Zaczęło się.
Do tej pory szło mi ciężko, ale było coraz łatwiej. Teraz jednak całe moje przedsięwzięcie zostaje utrudnione, i oto dlaczego: jakiś spasły stwór z wymiaru bliżej nieokreślonego rozpoznał mnie! I od razu skojarzył mnie z moją dawną towarzyszką podróży. Uznał nas za wspólników i na nic zdały się moje starania, by jak najszybciej wpisać marne tłumaczenia w nadgarstkowy gadżet – zostałem osądzony jako spiskowiec i ledwie udało mi się uniknąć aresztowania. Notka dla siebie: absolutnie nie wolno mi wrócić do Wymiaru 1312 – moja twarz zdobi każdy plakat gończy tam obecny!
☯
Dzień 36.
Oto pierwsze z owoców mojej głupoty nieupilnowanej przez kogoś nieco roztropniejszego życiowo niż ja. Choć przecież zawsze uważałem się za tego najrozsądniejszego!
CZYTASZ
✔ Other Side || Gravity Falls
FanfictionPomimo tylu lat rozłąki nie przywitał go ciepło. Zostawił brata samego, a sam zniknął w otchłani równoległej rzeczywistości. Po żadnej stronie portalu nie było łatwo, jednak w świecie, w którym nie znało się niczego, nawet osobliwych zasad fizyki...