XXVI

51 6 8
                                    

– Aridia miała być bezpiecznym miejscem – przypomniała drżącym ze strachu głosem, patrząc w otwarte morze przed sobą. Było jak tafla ogromnego lustra, w którym odbijało się idealnie szafirowe niebo, a refleks jasnego słońca kołysał się na maleńkich, spienionych falach. Obserwowała łańcuch różowych, dużych delfinów, który zmierzał ku odległej wysepce w oddali, wyskakując co chwilę ponad powierzchnię bezkresnego oceanu. – Jeśli nie ona... Sama już nie wiem, gdzie się przed nim skryjemy.

– Bill siedzi w mojej głowie – odparł Stanford, nieśmiało stając obok niej. Oparł się o burtę statku i ciężko westchnął. – Żeby się go pozbyć, musielibyśmy mi ją odrąbać. A na razie jednak wolałbym ją zachować.

Bella pokręciła głową, myśląc nad czymś bardzo intensywnie.

– Może jakiś hełm, który ochroniłby cię przed demonem fizycznie? – pomyślała na głos bardzo cicho, jakby było to pytanie, na które Ford i tak miał nie odpowiadać. – Są takie metale, chroniące przed demonami... Chociaż hełm łatwo jest zdjąć, obejść... cholera jasna, no...

– Nie zadręczaj się tym. – Ford położył dłoń na jej ramieniu. – Poradzę sobie z tym.

– Poradzimy – poprawiła go.

Uśmiechnął się, widząc determinację błyskającą w jej czarno-złotych oczach. Pokiwał głową na znak zgody, po czym również utkwił oczy w horyzoncie.

Wtedy na moment stracił równowagę. Był przekonany, że to znów Bill próbuje przejąć nad nim kontrolę; bóle migrenowe i zawroty głowy stały się jego codziennością. Zauważył jednak, że Bella również złapała za burtę. Pokład statku zaczął się niespokojnie chwiać, zmuszając przybocznych do błyskawicznej zmiany pozycji, jeśli nie chcieli uderzyć głową w mokre drewno. Kapitan krzyknął kilka niezrozumiałych zdań w swoim języku, a jego załoga rozwinęła żagiel. Cytrynowy materiał wydął się na wietrze niczym pierś olbrzyma, ukazując światu wyhaftowany nań symbol jednookiego trójkąta. Stanford otworzył szeroko oczy. Na jego czole błyskawicznie pojawiły się srebrne krople zimnego potu. Chyba zasłabł. Miał nadzieję, że tylko mu się wydawało.

To musiała być tylko jego wyobraźnia. Był przekonany, że Bella miała to wszystko pod kontrolą.

Do czasu.

– Skacz!

Odwrócił się gwałtownie w jej kierunku.

– Słucham?

– Do wody – powtórzyła stanowczo, obserwując z niepokojem zbliżających się w jej kierunku piratów. Wyjęli poszczerbione, stare szable, które dzięki morskiej wodzie lata świetności miały dawno za sobą. Połyskiwały złowrogo w złocistym świetle słońca, podobnie do srebrnych, sztucznych zębów, które ukazywali w szyderczych uśmiechach. Sama dobyła więc miecza zza pasa swojego stroju, mającego charakteryzować ją na jedną z piratek, i krzyknęła coś w ich języku. Ford nie rozumiał ani słowa, lecz mógłby przysiąc, że bluźniła.

Życie nauczyło go, by nie kwestionować rozkazów. I choć ucieczka prosto we wzburzone fale, zwłaszcza że wciąż nie był najlepszym pływakiem, wydawała mu się absurdalna, nie zastanawiał się ani przez moment. Podbiegł do burty, słysząc własne serce dudniące mu w uszach, a następnie, myśląc sobie, iż popełniał właśnie ostatni głupi czyn w swoim życiu, w ostatniej sekundzie rzucił się do wody.

Słone fale od razu wypełniły jego usta i chlapały w oczy tak, że kompletnie niczego nie widział. Ze wszech stron słyszał szumy, przez które chwilami przebijały się odgłosy walki, wzbudzające w nim jeszcze większą panikę. Próbował machać rękami i utrzymać się na powierzchni, i oddalić się od statku pełnego zdrajców, ale nie było to proste; zwłaszcza ze wszystkimi warstwami pirackiego odzienia, które Bella uważała za niezbędne do wiarygodnego kamuflażu. Choć w końcu i tak najwidoczniej okazał się niewystarczająco wiarygodny.

✔ Other Side || Gravity FallsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz