rozdział XXXVI

83 4 1
                                    

Żyję! Tak jakby. Ani wrzesień, ani październik, który dopiero co się zaczyna nie były łatwe, a ja byłam zawalona robotą, a w wolnych chwilach dawaniem korków z chemii. Śmieszne jest to, że właściwie mam wymyślone większość historii i nie mam czasu jej spisać. No cóż, zdarza się. Wiem, że rozdział na miesiąc, lub dwa to nie dużo i pewnie przez najbliższy czas tak będzie, no chyba, że mnie nagle złapie wena twórcza, ale znów podkreślam, że ten fanfik nie jest i nie będzie w najbliższym czasie zawieszony! Ja tylko piszę teraz bardzo wolno.

I jeszcze, dziękuję wszystkim, którzy to czytają i chwalą. Wiem, że to nie jest jeden z cudów świata, a ja wciąż się uczę pisać, ale wy mimo wszystko pokazujecie i temu, i mnie tak dużo miłości, że aż mi się chce płakać i zakopać w kołdrę, tylko nie mam kiedy to zrobić. 

A teraz już nie przynudzam, tylko zapraszam do czytania

Changbin POV.

- Leci, leci... I wylądował! Simon Ammann wysunął się na prowadzenie i chwilowo szczytuje na liście zawodników!

Westchnąłem obserwując jak kolejny skoczek ląduje na ziemi. Już kolejny dzień pod rząd przesiadywałem, by następnie spisać sprawozdanie z konkursu. No i jeszcze później zleźć na rozdanie nagród, by przeprowadzić kilka wywiadów, czy czegoś takiego. Nie żeby mi to jakoś bardzo przeszkadzało. Lubię swoją pracę, ale w tym momencie to jest ona męcząca. Jedyny plus: nie będę musiał widzieć w najbliższym czasie Hayoon. Ale będę widział najchudszych mężczyzn z całego globu. W sumie ciężko stwierdzić, czy to źle czy dobrze. Kiedyś nawet poszedłem z jednym skoczkiem z Niemiec na randkę, ale się okazało, że jest zaręczony i nic z tego nie wyszło. Ja nie Hwang, szczęścia w miłości to nie mam. Ale dlatego mam w kartach. Powinienem był po kasynach latać, zamiast siedzieć w górach czekając, aż kolejny facet zjedzie po skoczni. 

- Co masz taką minę? Rozchmurz się!- powiedział do mnie komentator, przy okazji mój, jakby to ująć... psiapsi, Wooyoung. Tak, ja wiem, że nie wyglądam na osobę z jakimś sporym gronem przyjaciół, ale jednak ktoś się tam znajduje. Spotkałem go na pierwszych skokach, na których byłem i tak jakoś wyszło, że się zgadaliśmy. Woo jest idealny na robotę komentatora. Nigdy nie brakuje mu słów i nigdy nie zamyka buzi, skąd moja teoria o jego trzecim migdałku.

- Wiesz, że mówisz do mikrofonu, poza tym masz obserwować skocznię, więc nie patrz się na mnie.- odparłem. A mógłbym być tu tylko ja, mój ramen i ewentualnie komputer z otwartym wordem. Jak naskrobię coś z sensem to dużo mi płacą. Ostatnio ponoć przyciągnąłem dużą ilość maniaków astronomii czymś o kwazarze, ale nawet nie pamiętam o co w tym chodziło. Ale, to się ponoć nazywa talent.

- Ah, mój błąd. O! Czyżby chińska legenda wylądowała właśnie poniżej top 10?!- Wooyoung wrócił do komentowania. Super, czyli pewnie tam na dole będę musiał słuchać jak "chińska legenda" rozpacza nad swoim losem. Sam powinienem rozpaczać nad swoim. A nie robię tego aż tak...nie gorzej niż zwykle. Przynajmniej nikt mi na to jeszcze nie narzekał. 

- Co ja takiego zrobiłem, że mam takie życie?- westchnąłem sam do siebie i oparłem się o fotel. Autentycznie. To, że jako dziecko właściwie spaliłem dom sąsiadów? Nie do końca moja wina. Że potem mało nie utopiłem Hayoon jak się tylko urodziła? A właściwie jej noonę, Hwayoung też? Wszystko wina tej części rodziny. Co do kota Hyujin'a? On go niechcący wysłał do Meksyku, czy gdzie tam, a nawet gdyby to była moja wina to i tak Hwang ma alergię na koty.

- O! Co powiesz na to, żeby pójść potem na jakieś soju, albo piwo?- spytał Wooyoung i od razu pokazał mi na wyłączony mikrofon. 

Znając Woo to mnie upije, wyciągnie ze mnie wszystko co potrzebne, w tym mój portfel, a potem odwiezie do hotelu i wymaże całego pastą do zębów, czy czymś takim. Już mi tak kiedyś zrobił, jak nocowałem u niego. Choć to nie do końca była pasta, właściwie wtedy to była farba. Różowa, z tego co pamiętam.

"   "/ Changlix/ Seungjin/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz