rozdział XLI

55 5 0
                                    


Publikuję dwa na raz, więc upewnij się, że przeczytałeś poprzedni!

Hyunjin POV.

- Lee Minho! Pomożesz mi! - wrzasnąłem wbiegając do komendy policji. Zaraz za mną wpadli zdyszany Changbin i praktycznie niosący go Chan. Seo zdecydowanie nie został stworzony do aktywności fizycznych związanych z używaniem nóg. Jakichkolwiek.

Minho jak wystraszony kot podskoczył na krześle przy swoim biurku i spojrzał na mnie groźnie.

- Nie! Trzymaj się z daleka! Przez ciebie mam na karku napaloną wiewiórę i babcia się do mnie nie odzywa!

Że co?

Na szczęście Minho nie ruszył się miejsca, tylko z niego kłaniał się nisko, przepraszając swoich współpracowników za hałas, który spowodował.

Stanąłem zaraz przy nim i przybrałem najbardziej smutną i zdesperowaną minę jaką miałem w swoim zasobie. Służy ona głównie do zmuszania Seungmina by dawał mi buziaki, ale w tej sytuacji też powinna się sprawdzić.

- Nie wiem co mam do twojej babci, a to, że wiewióra wisi ci na karku to sam sobie zawiniłeś, ale musisz mi pomóc! - i jeszcze tylko wytrzeć uciekającą z kąta oka łezkę. Może powinienem zamiast dyrygenturę chóralną studiować aktorstwo? - Moja mała księżniczka zaginęła!

Może i na słowie "księżniczka" trochę zacisnęły mi się zęby, ale Minho chyba nie zwrócił na to uwagi. Wpatrywał się we mnie tępo.

- Że co... Znaczy wiem, że jesteś odpowiedzialny jak trzyletnie dziecko, albo i mniej, ale, że co?

Przeniósł wzrok na Changbina i Chana. Młodszy z nich był tak czerwony na twarzy jakby się dusił. Muszę powiedzieć, że przypomina dorodnego buraka. 

Minho westchnął i wziął do ręki leżący na biurku, swoją drogą pedantycznie czystym biurku, notes.

- Co dokładnie się stało?


- Przykro mi to mówić, ale nie ma tu nic podejrzanego. - powiedział Minho, kiedy zamknąłem drzwi za jego kolegami, zajmującymi się porwaniami i zaginięciami. - Twierdzą, że telefon i mięso zostały ze względu na nierozgarnięcie twojego przyjaciela. Pewnie też zapomniał zostawić kartkę z informacją dokąd idą.

Prychnąłem. Nie, że ta sytuacja jakoś bardzo mnie denerwowała. Właściwie zniknięcie Hayoon było jak zbawienie. Największe szczęście mojego życia. Przedwczesny prezent urodzinowy. Jeśli o Felixa chodzi, bolało trochę bardziej, ale też jeszcze nie na tyle by wyrwało i poszarpało mi serce. No niestety, nie mogłem tego samego powiedzieć o dwóch personach mających w imionach cząstkę "Chan". Obaj siedzieli na kanapie, praktycznie wypłakując się sobie w rękawy. Bang co jakiś czas, nie wiadomo skąd wyciągał butelkę z jakimś alkoholem, ale Bin zabierał mu ją zanim zdążył zamoczyć w niej usta i przekopywał na drugą stronę pokoju. W ten sposób zbił już co najmniej trzy.

- Mówisz jak egiptolodzy. - stwierdziłem zirytowany. Minho podniósł brwi. Nie rozumiał. Eh.

- Jaśniej, proszę. 

Boże, jeśli gdzieś tam jesteś, czemu przyszło mi kontaktować się z tak prymitywną istotą ludzką?

- Mimo iż wszystkie pomiary, podziały i tak dalej, wskazują na to, że piramidy nie zostały wykonane przez Egipcjan i są pozostałościami po wymarłej cywilizacji, oni upierają się, że jest inaczej.- wytłumaczyłem.

- Sugerujesz, że wykazuję się ignorancją? - Minho założył rękę na rękę. Jeszcze mi tylko tego brakuje, żeby się obraził.

- Tak.- kiwnąłem twierdząco głową. - Jesteś ignorantem, Lee Minho.

- A ty wyjątkowo zadufanym w sobie książątkiem. Może i już nie jesteś z zewnątrz żabą, ale w środku wciąż nią pozostałeś. - fuknął Minho, po czym minął mnie i zaczął znów analizować wszystko w mieszkaniu. Na moje usta wpłynął chytry uśmieszek. "Grzeczny chłopiec" pomyślałem. Teraz to już nie odpuści i znajdzie tę słodką dwójkę... czy raczej słodkiego Felixa i zło wcielone, które pewnie w przyszłości przejmie kontrolę nad światem i ogłosi dyktaturę. No cóż, wszystko byleby Changbin był szczęśliwy i przestał płakać.

 I co? Jednak moje wnętrze jest tak samo czarujące, jak zewnętrze.

+++

Mam nadzieję, że się podobało i życzę miłego!

- Gary

"   "/ Changlix/ Seungjin/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz