rozdział IV

202 15 7
                                    

Felix POV.

  Wizyta w radiu dłużyła mi się niemiłosiernie. Chan zza szyby pokazywał mi kciuki w górę i inne dopingujące ruchy, ale nic mi to nie pomagało. Prędzej wykituje od jego pozytywnej energii. Pochowajcie mnie w różowym grobie w motylki.

Mimo całej aury znudzenia jaką emanowałem prowadzący wydawał się być podekscytowany wywiadem ze mną.

Pewnie dalej bym go ignorował, gdyby nie jedno pytanie, które w pewien sposób mnie zaciekawiło, a mianowicie:

- Jako idol nie miałeś zapewne wiele czasu na miłość, ale muszę zapytać; byłeś kiedyś kimś zauroczony?

To pytanie w pewien sposób mnie ożywiło nie żebym kiedykolwiek się zakochał.

- Jeden raz, bardzo dawno temu... Byłem wtedy  w przedszkolu.- uśmiechnąłem się na to wspomnienie.- Chodziła tam dziewczynka, która budowała jak na swój wiek niesamowite zamki z piasku... kiedyś też opluła mnie budyniem...

Przyznaję się, trochę zakolorowałem prawdę. To nie była koleżanka, a kolega. Miał na imię bodajże Jesang, albo  Jaesung? Nie jestem pewien. Jedyne co umiałem wtedy powiedzieć po koreańsku to "dzień dobry".

+++

Po opuszczeniu siedziby radia udałem się od razu do "Ropuszki". Rzecz jasna w kamuflażu. 

"Ropuszka" na pierwszy rzut oka nie była typową japońską restauracją. Z zewnątrz była to obskórna kamienica, a wewnątrz obita drewnem restauracja. Wypełniona była głównie dębowymi stołami i ławami. Na jednej z nich dojrzałem chłopaka z koncertu. Jeśli mam być szczery sądziłem, że o wiele bardziej się wystroi. Ludzie w dużej mierze chcieli mi zaimponować, a on nie miał nawet porządnego makijażu. Co do ubrania to był to czarny t-shirt i spodnie w tym samym kolorze.

Zająłem miejsce naprzeciw niego. Patrzył na mnie trochę zdziwiony.

- Nie sądziłem, że faktycznie się pojawisz...- powiedział. Z radością uznałem, że ma bardzo przyjemny dla ucha głos. Kiedy mówił mając za obstawę dźwiękową krzyczące fanki prawie go nie słyszałem. 

- Czemu miałbym nie przyjść?- spytałem trochę przygaszony jego pytaniem. Przecież to ja zaproponowałem mu spotkanie, czemu miałbym się nie pojawić?

- Nie masz przypadkiem napiętego harmonogramu?- zapytał lekko unosząc jedną brew. Pokręciłem przecząco głową.- Jasne... Tak swoją drogą mam na imię Changbin.

- Ładne imię. Powiesz mi czym się zajmujesz?- zapytałem z zapałem.

- Pracuję w księgarni w Seulu.- odpowiedział upijając łyk swojej kawy.

- W Seulu? To co tu robisz?- zdziwiłem się. Changbin trochę się skrzywił i odpowiedział:

- Mój przyjaciel jechał na ten koncert, więc pojechałem z nim, żeby się nie zgubił.- wzruszył ramionami. WOW. Ludzie jeżdżą na moje koncerty, żeby tylko zamienić ze mną słowo i płacą za to masę pieniędzy, a on pilnuje przyjaciela? Ciekawe...

Seungmin POV.

   Kiedy Changbin wyszedł Hyunjin zaproponował mi planszówki. Tak więc, ograłem go już w Monopol, Scrabble, Rummikub i UNO, a teraz wygrywam trzecią partię szachów.

-  Jak to jest możliwe, że masz takiego farta?-spytał, gdy znów zaserwowałem mu mata. Wyglądał teraz przezabawnie. Jego oczy były szeroko otwarte, a usta podzielały ich los. Włosy natomiast miał roztrzepane z ciągłego łapania się za głowę z frustracji.

- Wybór tych na górze.- wzruszyłem ramionami. 

- Serio? Nie wierzę ci! Przyznaj się, jak to robisz?- zapytał urażonym tonem. Zaśmiałem się.

- Ale ja mówię prawdę!- krzyknąłem przybierając sztuczną pozę "złego".

- Oj no, nie gniewaj się.- powiedział robiąc smutną minkę Hyunjin i o mój aniele... wygląda wtedy tak uroczo! Jest słodszy od połączenia króliczka, szczeniaczka i kociątka, a to już wyczyn! 

- Min'nie? Chyba się zawiesiłeś.- stwierdził machając mi ręką przed twarzą Hwang. 

- Wybacz, zamyśliłem się.- odparłem czując jak krew spływa mi do policzków.

- W co chcesz teraz zagrać?- spytał chłopak zerkając na całkiem pokaźny stosik planszówek.

- A co byś powiedział na drugie śniadanie?-  zapytałem. Hwang nic nie odpowiedział tylko zaczął zbierać szachy do pudełka.

Chan POV.

   Co za wredny mały komar! Będę mieć przez niego problemy u szefa! Czemu niby tak nagle zapragnął wolnego dnia?! Znaczy się, rozumiem, że praca idola nie jest najłatwiejsza i po pewnym czasie te wszystkie wywiady, koncert, czy saesang'i mogą się zrobić męczące... ale jednak! 

Uderzyłem ręką w klakson zirytowany jego zachowaniem.

Jeszcze 5 minut przebywania z Lix'em, a zamieniłbym się w czarną dziurę pochłaniającą cała pozytywną energię. Na szczęście wytrzymałem i utrzymałem na nosie "różowe okulary". 

Zacząłem układać w głowie przebieg rozmowy z szefem, ale za Chiny mi to nie wychodziło. Bo co ja mam niby powiedzieć?! Najwyraźniej jedyne co mi pozostało to kupić ładną urnę i czekać na telefon od szefa. 

Wróciłem myślami do Felix'a. Ciekawe po co był mu ten wolny dzień... z tego co mi wiadomo, a wiem całkiem sporo, lodówka w jego mieszkaniu świeciła pustkami. Zawsze przed przyjazdem jego sąsiadka zostawiała w niej pudełka z różnymi potrawami, ale kobieta zmarła pół roku temu. Tak więc bezpiecznie mogę przyjąć, że Felix'a nie ma w jego mieszkaniu. Istnieje też wysokie prawdopodobieństwo, że poszedł do "Ropuszki". Zawsze tam chodzimy, kiedy jesteśmy w Japonii... W najgorszym przypadku stoi teraz na dachu jakiegoś wieżowca planując skok... na pewno poszedł do "Ropuszki".

Rozmyślania o miejscu pobytu Lix'a przerwał mi dzwonek telefonu. Szef. 

Drżącymi rękami wcisnąłem zieloną słuchawkę. 

- Halo-o?- powiedziałem łamiącym się głosem.

- Chan? Dlaczego w grafiku Felix'a na dzisiaj widnieje pustka?-  spytał srogim głosem.

- N-no, bo-o... w-widzi-i P-pan on-n wzią-ął  dz-dzień w-w-olny...- wydukałem cicho zaciskając powieki ze strachu. Pominę już fakt jak ryzykowne było zamykanie oczu jadąc główną drogą dzielnicy. 

- Aha.- powiedział szef.- Cóż, w takim razie dobrze. On i tak od dawna nie odpoczywał.

Ton jego głosu zmienił się diametralnie. Brzmiał jakby wręcz się cieszył.  Teraz moje gałki mało nie wypadły z orbit i otworzyły się w najlepszym możliwym momencie, bo inaczej byłbym już wgnieciony w ciężarówkę. Odetchnąłem z ulgą mijając pojazd i ignorując wrzaski wściekłego kierowcy. 

- Czyli nie jest Pan zły?- spytałem ostrożnie.

- Nie! Dlaczego miałbym? Poza tym ile razy ci już mówiłem, żebyś nie mówił do mnie "pan"?- odezwał się prawdopodobnie robiąc obrażoną minę.

- Rozumiem. Do zobaczenia w Korei... Jinyoung.- dodałem lekko speszony i wcisnąłem czerwoną słuchawkę. Oparłem się o fotel starając się uspokoić szybko bijące serce. Czyli jeszcze trochę pożyję... trochę, bo Felix i tak w końcu wpędzi mnie do urny...

"   "/ Changlix/ Seungjin/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz