Rozdział 11. Pozwól mi się tobą zaopiekować

721 40 19
                                    

Stojąc twarzą do oceanu rozciągającego się jak okiem sięgnąć tuż przede mną, wciągnęłam kilka długich łyków powietrza, zauważając, że noc zaczęła powoli okrywać niebo. Do moich uszu dotarło wiele odgłosów skrzydeł uderzających w niebo i bardzo szybko wokół mnie zaczęło trzepotać kilka draflayeli. Przechodząc blisko mojej głowy, czułam, że moje włosy fruwają przy każdym przejściu jednego z chowańców. Prawie dwudziestu z nich zebrało się na skraju urwiska, lecąc w harmonii, tworząc taneczne formy, o których tylko oni mieli pojęcie. Spektakl, który zaoferowały mi chowańce, był doskonale urzekający, nie mogłam oderwać wzroku od tej niemal intymnej chwili, którą pozwolili mi się z nimi podzielić.

Niektórzy zbliżyli się do mnie i zaczęli lekko popychać w kierunku swojego kręgu. Czując, że ich nacisk na moje plecy wzrasta, postanowiłam dać się ponieść i wejść w ich wirujący kokon. Ich pieśni, zbliżone do małych melodyjnych dźwięków, mieszały się z regularnym ruchem skrzydeł, tworząc w ten sposób doskonale wystudiowany wzór. To było tak, jakby próbowali mi coś powiedzieć.

Zamykając oczy, pozwalam, by moje zwisające ramiona dały się ponieść ich obcym, ale kojącym dźwiękom. Prawdopodobnie czując, jak moje lęki odlatują, a moja dusza się uspokaja, zwolnili tempo, aż skupili się na mnie. Moje włosy delikatnie falowały wokół mojej twarzy, gdy czułam, jak ich ruchy obejmują moje. Nie wiedziałam, ile czasu minęło, zanim ustały ich tańce. Otwierając powieki, patrzyłam, jak przyjmują bardziej anarchiczną pozycję, by w końcu oddalić się od urwiska, aż w końcu przeleciały nad niebieskawą przestrzenią, która zdobiła horyzont.

Cofnęłam się o kilka kroków, kiedy zderzyłam się z dużą postacią stojącą tuż za mną, co sprawiło, że podskoczyłam ze zdumienia. Odwróciłam głowę, by obserwować mojego rozmówcę, jego białe włosy kontrastowały z otaczającą ciemnością.

Lance delikatnie położył dłonie na każdym z moich ramion, a jego klatka piersiowa obejmowała moje plecy.

- To tylko ja...

Miękkość jego głosu w tym momencie niepokoiła mnie, a i tak ustawiona przy nim, czułam się dziwnie dobrze, prawie bezpieczna. Jego spojrzenie było głębokie, nie było śladu mgły, która zwykle go zaciemniała. Rumieniec pojawił się na moich policzkach, nie będąc w stanie go kontrolować. Odwróciłam wzrok od jego, przeszywającego jak ostrza lodu, by ponownie skupić się na horyzoncie.

- Pewnie nie bez powodu jesteś Wybrańcem Wyroczni. - powiedział tonem tak niskim, że poza mną nikt inny nie mógł usłyszeć, w czym nie dostrzegłam najmniejszego śladu ironii. - Draflayele wydawały się próbować się z tobą porozumieć.

Jego szczęka zacisnęła się lekko na wypowiedź tych chowańców, do których smok żywił taką nienawiść, ale tym razem pozostał całkowicie spokojny. Jego dłonie pieściły moje ramiona przez kilka sekund, zanim ześlizgnęły się, by puścić, pozwalając mi się odwrócić, by go obserwować.

Bez mojego zrozumienia dlaczego, żaden strach nie unosił się w moim sercu w tym momencie pomimo obecności mojego kata. To było szalone, ale czułam, że dzieje się między nami coś dziwnego. Jego wzrok wpatrywał się we mnie, niepokoił. Okazało się, że nasze ciała są do siebie nieprawdopodobnie przyciągane. Serce waliło mi jak młotem, gdy leniwie wsunął mi dłoń na policzek, głaszcząc mnie opuszkami palców.

Lance pochylił się w moją stronę z duszącą powolnością, zbliżając swoje pełne usta do krawędzi moich. Całkowicie zahipnotyzowana każdym jego gestem, nie mogłam oderwać wzroku od źródła mojego pożądania, które nieubłaganie się do mnie zbliżało. Tak więc, nie będąc już niczego świadomą, tylko pozwalając się kierować tym przyciąganiem przez zbyt długą ciszę, zamknęłam oczy, gdy jego usta prawie musnęły moje, pieszcząc mnie swoim świeżym oddechem.

Nie jestem twoim wrogiem [Lance - Eldarya] Tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz