Rozdział 16. W najgłębszych wspomnieniach ostatniego ze smoków

874 44 4
                                    

Moje dłonie przez kilka minut podążały ścieżką łusek, tworząc różne abstrakcyjne formy ich słabych pieszczot. Wiele dreszczy pojawiało się od czasu do czasu na palcach, gdy eksplorowałam nowe obszary, ale nie było żadnego protestu, co skłoniło mnie do dalszych działań, delektując się tym niemal zawieszonym momentem w czasie.

Mrugając mocno białymi powiekami w słabym świetle dziennym wpadającym przez zasłony, mój wzrok padł na długie loki, które częściowo zasłaniały śpiącą twarz Lance'a. Z głową opartą o moją nagą klatkę piersiową, wydawał się nie chcieć obudzić się z głębokiego snu.

Skierowałam swoje pieszczoty trochę wyżej, aż dotarłam do łuskowatego obszaru na jego ramieniu. Zafascynowana rysowałam każdy kontur, jakbym chciała je zapamiętać, zaskoczona, że wibrują przy każdym ruchu moich palców.

Minęło trochę czasu, odkąd zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy. Jedna rzecz, która za każdym razem, gdy pozwalał mi to zobaczyć, napełniała moje serce jeszcze bardziej nowymi uczuciami.

Coraz częściej w mojej obecności Lance zdawał się zapominać o swoich barierach. Czasami więc smok pozwalał, by nieskończona liczba nieprawdopodobnie kolorowych łusek spływała po jego skórze, a innym razem jego lód przepływał przez moje ciało bez żadnej logiki, rysując skomplikowane i mimowolne kształty. Zawsze dziwi mnie słodycz tych przejawów, jednak rodzą się z surowej, prymitywnej natury. Ponieważ pomimo swojego ludzkiego wyglądu Lance był jednak smokiem, który miał swój instynkt i, poza brutalnością, która towarzyszyła niektórym, uwielbiałam patrzeć, jak się rozluźnia. Miałam wrażenie, że w tych rzadkich chwilach, kiedy słabła bariera między jego dwiema postaciami, mógł wreszcie się zrelaksować, naprawdę być sobą.

Ale dzielić się z nim tą chwilą fizycznej bliskości.. W czysto instynktownych wybuchach uwielbiał naznaczać mnie swoją obecnością, począwszy od swoich mocy po zapach, a czasami po pazury. Lance był czasami nieumyślnie brutalny, ale czy byłoby dziwne, gdybym przyznała, że absolutnie kocham każdą chwilę?

Smok wyrwał mnie z moich myśli, poruszając się lekko. Unosząc twarz z wciąż śpiącymi rysami, uniósł brew, analizując sytuację, jego wzrok wędrował po naszych wciąż nagich ciałach. Mój oddech przyspieszył, gdy jedna z jego rąk zatrzymała się na zboczu mojego biodra, a jego oczy były już ciemne z pożądania. Bez ostrzeżenia zacieśnił uścisk i zakołysał się nade mną. Jego długie włosy łaskotały moją twarz, gdy pochylił się, by zbadać każdy centymetr mojej szyi, sprawiając, że mimo woli jęknęłam.

- Witaj, mój aniele. - powiedział ochrypłym głosem przy mojej skórze.

Owinęłam ramiona wokół jego szerokich ramion, a zmęczony uśmiech rozciągnął moje usta.

- Witaj, mój wielki smoku.

Lance roześmiał się w zgięciu mojego obojczyka, kiedy oparł lodowate dłonie na moich udach, powodując pojawienie się gęsiej skórki. Jego usta wbiły się w zbocze mojej szczęki, a kiedy w końcu spotkały moje, z pewną władzą uniósł moje nogi po obu stronach swoich wąskich bioder.

Całowaliśmy się przez długi czas, nasze języki spotykały się bez zwłoki, aby pogłębić nasz uścisk. Pomiędzy moimi nogami czułam, jak pulsuje coraz bardziej energicznie, zwiększając z szaloną szybkością pożądanie, które mnie nie opuściło.

- Dobrze, nie zapomnij, w czyich ramionach się znajdujesz. - zaszczycił mnie głosem o znacznie głębszym niż zwykle dźwięku.

Energicznie wbiłam paznokcie w jego muskularne plecy, gdy jego biodra dotknęły mojego podbrzusza.

- Jak mogłabym? - zapytałam go z trudem, mając obsesję na punkcie jego gestów. - Naprawdę nie pomagasz mi o tym zapomnieć...

- To prawda, że ​​nie mogę przy Tobie całkowicie zachować swojej ludzkiej postaci..

Nie jestem twoim wrogiem [Lance - Eldarya] Tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz