Rozdział 24. Nie obwiniaj mnie za przytulanie

517 38 13
                                    

Zapach krwi wypełnił moje nozdrza, pozostawiając w ustach nieprzyjemny posmak żelaza.

Ale zmęczenie szybko zwyciężyło, ogarniało mnie coraz bardziej, pchnęło moje oczy do zamknięcia pomimo moich lęków. Pozbawiona wszelkiej energii chciałam wszystko porzucić, zapomnieć o tych ostatnich koszmarnych godzinach i ich fizycznych śladach, które naznaczyły moje ciało. Każdy z moich mięśni bolał niesamowicie, gdy leżałam na twardym materacu. Jednak nie miałam ochoty usiąść i zostawić tej bariery ochronnej, dzięki której byłam zdezorientowana w moim mglistym śnie.

Pomiędzy naszymi splecionymi ramionami Lance zasnął w ciągu zaledwie kilku sekund, gorączka widocznie pozbawiła go ostatnich sił. W ten sposób delektowałam się spokojną ciszą pokoju, spokojnym oddechem smoka jako jedyną melodią.

Jak długo byliśmy w tym łóżku?

Pozbawiona zmęczenia, otworzyłam powieki, by bezwstydnie obserwować tego człowieka, który w końcu bez skrępowania oddał się w moich ramionach, a światło z sufitu oświetlało nas swoją surową jasnością. Wcześniej Lance był bardziej.... otwarty. I kruchy dla mnie. Wyraźnie stwierdził, że mogę go zranić w inny sposób niż fizycznie i od tego czasu nie mogłam przestać się zastanawiać, co dokładnie miał na myśli, a przede wszystkim, czy to wystarczyło, by sugerować, że jego uczucia do mnie się zmieniły.

Mój ból nasilił się, gdy zauważyłam wiele czerwonych śladów, które przecinały jego twarz z rysami zawsze tak prostymi i idealnymi, utrzymującymi się przez chwilę na białej bliźnie, która przecinała jego nos. Ile będzie miał ich teraz?

Leniwie moje palce zaczęły lekko głaskać jego szorstki policzek, gdy na próżno próbowałam uciszyć myśli.

Kilka pytań przemknęło mi przez głowę, zabierając moją całą uwagę.

Moja ręka zamarła między nami na chwilę, zanim powoli opadła. Bez zastanowienia przykryłam jego serce swoją ciepłą dłonią.

Czy biło tak samo jak moje?

Nagle skrzydło drzwi za mną otworzyło się, sprawiając, że podskoczyłam ze zdziwienia. Instynktownie wyrwałam się z ramion smoka, aby zachować pewien dystans między nami, ale wiedziałam, że to strata czasu, ponieważ Nevra spojrzał na nas z nieco zdziwionym spojrzeniem, prawdopodobnie nie spodziewając się, że znów tak nas zastanie.

Jako jedyną reakcję, smok warknął, kładąc dłoń na twarzy.

- Przepraszam, że was budzę, ale muszę natychmiast porozmawiać z Lance'em, skoro udało nam się uciec z ziem Genkaku. - powiedział wampir bez cienia żalu w oczach. - Czekam na Ciebie w biurze.

Drzwi zamknęły się za nim, pozostawiając nas w dziwnie ciężkiej ciszy. Przywódca Obsydianu cofnął rękę, wpatrując się tępo w swoje ramię, które chwilę wcześniej mocno mnie do siebie przycisnęło.

Na jego rysach pojawił się posępny wyraz.

- Nie pomyślałem o tym, że może nas zobaczyć, ale szybko wyrwałaś się z moich ramion, dobra robota.

Poczucie winy ogarnęło mnie potem pod jego zranionym spojrzeniem.
Nie...

- To nie jest...

- Zapomnij o tym. - odciął mi się. - Jestem po prostu zmęczony, wprawia mnie to w zły humor.

Jego twarz stwardniała z bólu, gdy próbował wyprostować się w łóżku. Wstałam, aby mu pomóc, kiedy jego wielka ręka zatrzymała mnie w połowie drogi.

- Czuję się lepiej, Andraste, nie martw się o mnie.

- Masz dużą gorączkę i nadal masz otwarte rany, powinieneś pozwolić mi pomóc.

Nie jestem twoim wrogiem [Lance - Eldarya] Tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz