Rozdział 13. Zawsze mu ufałeś..

575 41 1
                                    

Od razu zdając sobie sprawę, że coś jest nie tak, smok spojrzał na mnie z niepokojem, całkowicie hipnotyzując mnie swoim lodowatym spojrzeniem. Moje serce przyspieszyło szybciej niż powinno, gdy poczułam jego palce na mojej skórze i jego zapach w moich nozdrzach. Obrazy z zeszłej nocy zaczęły krążyć w mojej głowie, gdy słowa wampira wciąż ściskały moje gardło.

Czując, że nie jestem w stanie odpowiedzieć, szybko obeszłam jego dużą posturę, która zablokowała mnie przed wejściem do kuźni, podzielona między kilkoma sprzecznymi emocjami.

Tamtej nocy pozwoliłam Lance'owi zobaczyć mnie w pełni i to mnie przeraziło. Nie mówię tylko o mojej nagości. Widział moje rany, moje ograniczenia, moje najgłębsze lęki i pomimo wstydu, jaki wywołał we mnie, pozwoliłam mu to zrobić, nakłaniając go, by wszedł do mojej głowy, do mojego serca... Spotkanie go tutaj sprawiło, że spociły mi się ręce. Nie wiedziałam, jak zareagować. Poczułam zarówno euforię, jak i chęć znalezienia się w jego obecności. Poza tym moja wymiana z Nevrą po raz kolejny okazała się katastrofalna, co sprawiło, że poczułam gorycz w żołądku.

Zdecydowanie nie wiedziałam, jak zareagować.

Próbując zignorować kroki, które podążały za moimi, pospiesznie udałam się na tył kuźni. Kiedy znalazłam się przed ścianą broni, podniosłam rękę, by chwycić miecz, z wyjątkiem tego, że nie miałam nawet czasu, aby owinąć palcami jego głowicę, gdy opalona dłoń chwyciła moją. Jak ostatnio, znalazłam się uwięziona między ciałem Lance'a, a półkami przede mną.

- Wiesz, że nie dlatego, że jesteś częścią Straży Obsydianu, możesz zabrać broń bez zezwolenia? - powiedział blisko mojego ucha.

Nagły ochrypły ton jego głosu sprawił, że zadrżałam. Byłam świadoma każdego jego gestu, każdego oddechu, który unosił jego klatkę piersiową na moje ramiona. Doskonale wiedział, żeby nie dotykać mnie na wysokości pleców, żeby mnie nie zranić i to mnie niepokoiło.

- Co więcej, ten jest dla ciebie zbyt niebezpieczny.

Jego dłoń delikatnie odciągnęła moją od głowicy, powoli opuszczając nasze ramiona wzdłuż mojego boku. Nie puścił mnie jednak. Wzięłam głęboki oddech, próbując zignorować jego dotyk.

- Czy jest coś, co mogę stąd zabrać? - próbowałam wtedy, wstrzykując jak najwięcej pewności siebie i humoru w moją intonację.

- A więc planujesz trenować na własną rękę z prawdziwym ostrzem?

Jego ton, graniczący z protekcjonalnością, natychmiast mnie zirytował. Cholera, musiałam uzewnętrznić wszystko, co się we mnie roiło, czego on do cholery tam nie dostał?

- Naprawdę muszę się trochę wyluzować przez pewien czas, czy nadal mam do tego prawo czy tego też mi zabronisz?

Gniew, który znów zaczął ogarniać moje serce jak imadło, nagle sprawił, że w moich dłoniach pojawiło się źródło ciepła. Nie minęło dużo czasu, zanim smok zdał sobie z tego sprawę i nagle ścisnął mnie znacznie mocniej, zaciskając moje palce na sobie.

- Andraste, uspokój się. Teraz nie jest na to czas i wiesz o tym równie dobrze jak ja.

- Jeśli pozwolisz mi się stąd wydostać z tym, po co przyszłam, rzeczywiście będę miała mnóstwo czasu, żeby pójść i uspokoić się gdzie indziej. Tylko, że teraz krzywdzisz mnie, Lance.

Wyraźnie zaskoczony moimi ostatnimi słowami, złagodził nacisk na moje knykcie, uwalniając mnie nieco, chociaż wciąż mocno mnie trzymał.

- Niech twoje światło zniknie, a ja odpuszczę. - zbeształ mnie.

Nie jestem twoim wrogiem [Lance - Eldarya] Tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz