Rozdział 23. Skończę wyobrażając sobie, że jesteś moja

486 43 13
                                    

- Przepraszam mój aniele. Myślę, że będziesz musiała się mną zaopiekować...

Jego ton, zarówno miękki, jak i błagalny, rozgrzał moje serce. Chciałam go przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Zamykając oczy, pozwoliłam, by łzy spływały mi po policzkach, starając się go wesprzeć.

Proszę.. on nie mógł odejść...

- Lance. - zaczęłam odsuwając się lekko od niego. - Naprawdę musisz usiąść. Chodź ze mną.

Smok z trudem wziął ręce z moich bioder, by znów stanąć sam. Poczułam, że lekko się kołysze, kiedy całkowicie się wyprostował. Następnie złapałam jedną z jego dłoni i przerzuciłam ją przez siebie, owijając ramię wokół jego talii, uważając, by nie dotknąć jego ran. Byłam zaskoczona, że był tak potulny, ponieważ bez mrugnięcia okiem poszedł za mną do kajuty, pozwalając mi kontrolować spacer..

Dotarliśmy do sypialni, a nasze stopy zatrzymały się przed jednym z łóżek. Ostrożnie pomogłam mu usiąść na ledwo wyściełanym materacu. Lance zaprotestował słabym ruchem, gdy jego rysy napięły się z bólu.

Pochylając się nad nim, panika ogarnęła moje serce.

- Zraniłam cię?

Zapiekły mnie oczy, nie mogłam znieść jego widoku w takim stanie.

Na jego ustach pojawił się lekki uśmiech.

- Nie mów tak. Nie możesz mnie skrzywdzić, moja piękna. Przynajmniej... nie fizycznie.

- Lance...

Obserwowałam go, próbując zrozumieć znaczenie jego słów, ale wiedziałam, że nie powie mi więcej. W każdym razie nie od razu.

Moje serce przyspieszyło, kiedy jego wzrok zaczął błądzić. Wtedy ogarnął mnie strach. A jeśli rana była zbyt duża? Nie byłam lekarzem, nie wiedziałam jak go leczyć...

Nie chciałam, żeby zobaczył, jak się boję, ale moje palce zdradziły mnie, drżąc, gdy złapałam jeden z jego uchwytów, które przytrzymywały jego naramienniki, żeby go poluzować. Prawie podskoczyłam, kiedy jego ręka złapała mnie za nadgarstek.

- Nie mogę teraz zdjąć zbroi, inni jeszcze nie wrócili. - wyartykułował z trudem.

Wbrew sobie jego oczy same się zamknęły.

- Lance, musisz mi pozwolić. Jeśli nie zajmiemy się twoją raną od razu...

Nowa fala łez związała mi gardło, miałam problem z kontynuowaniem zdania.

- ...wiesz bardzo dobrze, że powinna była już wtedy być dla ciebie śmiertelna.., a nie chcę żyć w świecie, w którym cię już nie ma...

Jego palce ześlizgnęły się z moich, aż jego ręka wpadła w pustkę. Nie miał już siły, nawet by mi się przeciwstawić. Delikatnie złapałam ponownie jego uchwyty i odczepiłam je z pstryknięciem. Jego ochraniacze na ramiona podążały za moimi ruchami, lądując u moich stóp na drewnianej podłodze. Wszędzie, gdzie położyłam ręce, byłam przerażona, widząc lepką krew przyklejającą się do jego ubrania.

Ile już krwi stracił?

Udało mi się dowiedzieć, w jaki sposób była ubrana jego zbroja. Usuwałam jeden po drugim każdy z elementów, aż w końcu dotarłam do jej szczytu, który pociągnęłam, aby przełożyć ją przez głowę. Zadanie nie było łatwe, bo Lance miał tak mało siły, że czasami wydawał się tracić przytomność, co zawsze powodowało u mnie trochę większą panikę. Kładąc obok niego kolano na łóżku, oparłam się o nie, aby utrzymać się i być w stanie zdjąć z niego ubranie. Kiedy w końcu element przekroczył wysokość jego ramion, poczułam, że cały się napina.

Nie jestem twoim wrogiem [Lance - Eldarya] Tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz