Są na tym świecie rzeczy, o jakich nie śniło się naszym filozofom. I chyba wszystkie spośród nich obrały sobie za punkt honoru przydarzyć się właśnie Mattiemu Hautamäkiemu.
Zaczęło się to pół roku temu, gdy jego fanka — martwa fanka, trzeba dodać, której zwłoki spoczywały gdzieś na dnie jeziora Kallavesi — porwała go do Świata Umarłych. Próbował wydostać się stamtąd na wszelkie sposoby, w efekcie czego powrócił raz na Ziemię w postaci ducha i o mało co nie uległ przez to całkowitej dematerializacji. Za drugą próbą udało mu się wrócić i duszą, i ciałem, ale właściwie tylko po to, żeby zostać oskarżonym o satanizm, zerwać z dziewczyną i utracić wszelką chęć do życia… Właśnie wtedy na scenę wkroczyła Verenimijä, oferując mu w zamian za jego krew alternatywną, lepszą formę egzystencji. Tylko przez przypadek, nie do końca wiadomo, czy szczęśliwy, czy też nieszczęśliwy, nie podzielił wówczas jej wampirzego losu.
Później znów trafił w Zaświaty, tym razem ponoć za karę. I znów jedyną osobą, która wyciągnęła do niego pomocą dłoń, okazała się Verenimijä.
Verenimijä, jego Veri… dzięki niej zyskał właśnie kolejne paranormalne przeżycie do kolekcji.
Matti nie bardzo wiedział, co się właściwie stało. Jego wampirza ukochana zaczęła się zachowywać… jakoś inaczej, właściwie jakby to nie była ona, zawsze oziębła i wyniosła. Zaprosiła go do swojej trumny. A potem… właśnie, nie miał bladego pojęcia, co było potem. Ale nagle zrobiło mu się tak błogo, tak przyjemnie… zupełnie jakby właśnie zasypiał spokojnie na swojej kanapie. Albo nawet jeszcze lepiej… Czując bliskość Verenimii i mając wrażenie, że trafił do raju na ziemi, powoli odpłynął do sennej nieświadomości.
— Księżniczko, on wciąż ma w sobie trochę krwi… boję się, że mogę nie dać rady z tą transfuzją. Jeszcze się nie opanuję i zacznę ssać…
Matti błąkał się gdzieś na granicy świadomości. Czy to był sen, czy też jawa? Nie wiedział, nie chciało mu się myśleć na ten temat. Mógł jedynie stwierdzić, że czuł się… bardzo dziwnie. Jakby straszliwie słabo.
Chyba leżał na wznak. Spróbował otworzyć oczy, ale udało mu się tylko nieznacznie uchylić powieki. Zobaczył ją, nachylającą się nad nim…
Verenimijä. Wyglądała jakby… na zmartwioną. Chciałby ją jakoś pocieszyć, powiedzieć coś miłego, zapewnić, że ją kocha… chciałby, ale nie był w stanie. Nie miał siły na nic…
Poczuł lekki ból w prawej ręce, ale prawie nie zwrócił na niego uwagi. Znów tonął w spojrzeniu jej błękitnych oczu, znów zapadał w ten cudny błogostan…
Mówiła coś do niego. Głosem spokojnym, melodyjnym, brzmiącym jak najpiękniejsza kołysanka.
— Wszystko będzie dobrze, kochany. Wszystko będzie dobrze…
Niestety, przy kolejnym przebudzeniu sielanka już się skończyła.
Pierwsze, co poczuł Matti, to ogarniające go poczucie dyskomfortu. Wciąż leżał na wznak, na czymś nieprzyjemnie twardym. Czuł się cały zesztywniały, a przy tym wciąż niesamowicie osłabiony. Z jednej strony chciał obrócić się na bok, żeby przestało mu być tak niewygodnie… ale z drugiej miał wrażenie, że coś wyssało z niego wszelką chęć do jakiegokolwiek działania.
Po dłuższej chwili zmusił się jednak do otworzenia oczu. Gdzieś tam w głębi duszy miał nadzieję, że kiedy to zrobi, zobaczy Verenimiję i wszystkie przykre wrażenia znów znikną…
I owszem, niemal z miejsca zapomniał o dyskomforcie. Jednak zastąpił go nie błogostan, a przerażenie.
Jak Matti się zorientował, leżał w trumnie. Jednak wcale nie należącej do Verenimii, ale podobnej do tej umiejscowionej w jego pokoju hotelowym w Zaświatach. Ktoś stał nad ową trumną — bynajmniej nie była to jego wampirza ukochana, a wysoki szkielet w czarnym płaszczu, postukujący ze zniecierpliwieniem trzonkiem kosy o podłogę.
CZYTASZ
Fin-Fiction 5
Fanfiction| Sapporo, Japonia, luty 2007 | Nadeszła pora Mistrzostw Świata, najważniejszej imprezy sportowej w sezonie. Dla niektórych, dobry wynik na tych zawodach to kwestia życia i śmierci… a w przypadku kadry fińskich skoczków powiedzenie to należy trakto...