Zgodnie z przypuszczeniami Harriego, w nowym pokoju hotelowym o gościnnym przywitaniu można było zapomnieć. Kiedy fiński skoczek-wampir szedł korytarzem ze swoimi bagażami oraz pościelą, otrzymał od Hannu, kierującego się z takim samym ekwipunkiem w przeciwną stronę, spojrzenie pełne współczucia. Jednak na twarzy oczekującego go w progu Arttu nie było widać ani krztyny podobnej emocji. Domorosły łowca wampirów krzywił się do Harriego w grymasie jawnej wrogości.
— Naprawdę nie wiesz, jak mi niemiło, że cię tu widzę — oznajmił.
— Nawzajem — odparł spokojnie Harri, wchodząc z bagażami do środka.
W pierwszej chwili badawczo omiótł wzrokiem tę jaskinię lwa, na którą skazał go trener. Pokój był niemal identyczny, co jego poprzedni. Aż dziw, że nikt nie zadbał o odpowiedni, antywampirzy wystrój…
— A gdzie czosnek? — Harri nie mógł powstrzymać się od złośliwego pytania. — Skonfiskowali ci na kontroli celnej?
— Jakbym chciał, to bym go kupił, bez problemu — odparł ze złością Arttu. — I wtedy musiałbyś mieszkać na korytarzu, ty… wampirze.
— Chciałeś, ale nie kupiłeś. Tracisz formę, panie łowco. Mogłeś kupić chociaż sos czosnkowy albo lody…
— Siedź cicho, krwiopijco! — zawołał rozzłoszczony Arttu, tym ostatnim słowem wyraźnie trafiony w czuły punkt.
Harri posłał mu szeroki, złośliwy uśmiech. Oczywiście ludzki, nie wampirzy. Pilnował się najlepiej, jak potrafił.
— Słuchaj, ze względu na dzisiejsze zawody nie chcę rozstrzygać tej sprawy od razu — oznajmił stanowczo Arttu. — Ale jak nie pozostawisz mi wyboru, będziesz mógł mieć pretensje tylko do siebie.
Tym razem w oczach Lappiego widniała autentyczna, pewna siebie groźba. No tak, był na swoim terenie, z pewnością miał gdzieś tu pod ręką kołki. Tymczasem do wyjazdu kadry na skocznię pozostało całe dwadzieścia minut, tyle trzeba było wytrzymać w tym okropnym towarzystwie. Harri wiedział, że nie mógł dać po sobie poznać nawet najbledszego cienia strachu. Możliwości miał właściwie tylko dwie: albo bez względu na wszystko zbywać Arttu i wyzywać od wariatów, albo… gdyby to zawiodło, jakiś cichy wewnętrzny głos podpowiadał mu alternatywne rozwiązanie. Należałoby sprawić, żeby Lappi bał się bardziej niż on sam. Była to perspektywa w pewien sposób tak kusząca dla Harriego, że najchętniej trzymałby się jej już od zaraz… naturalnie, wciąż w granicach bezpieczeństwa, które jeszcze posiadał.
Harri westchnął teatralnie, robiąc znudzoną minę.
— Posłuchaj… — odezwał się najbardziej obojętnym tonem, na jaki go było stać. — Czy ty nie rozumiesz, że gdybym naprawdę był wampirem, to zanim zdążyłbyś wbić mi kołek w serce, już dawno ukręciłbym ci ten twój zakuty łeb? Nie jestem za bardzo w temacie, ale wydaje mi się, że wampiry są ze dwadzieścia razy silniejsze i szybsze od ludzi.
Arttu cofnął się o krok.
— Nie wszystkie wampiry są takie silne! — zawołał stanowczo. — Van Helsing tylko o Draculi mówił, że miał siłę dwudziestu ludzi!
Na chwilę zapadła cisza. Spojrzenie Lappiego, otwarcie wrogie, niespodziewanie stało się pełne pobłażania.
— No, przecież nie wmówisz mi, że to ty jesteś Draculą — oznajmił. — Nawet ja w to nie uwierzę.
Harri z zastanowieniem pokiwał głową.
— To mnie zawiodłeś — przyznał. — A niby dlaczego według ciebie nie mógłbym być Draculą?
CZYTASZ
Fin-Fiction 5
Fanfiction| Sapporo, Japonia, luty 2007 | Nadeszła pora Mistrzostw Świata, najważniejszej imprezy sportowej w sezonie. Dla niektórych, dobry wynik na tych zawodach to kwestia życia i śmierci… a w przypadku kadry fińskich skoczków powiedzenie to należy trakto...