Pierwsza myśl Harriego, kiedy przekroczył próg pokoju, który miał dzielić z Happonenem, nie nadawała się do druku. Wcześniej nie powiedziano skoczkom na temat tego hotelu zbyt wiele — tylko że jest wysokiej klasy, czterogwiazdkowy, w dodatku trochę designerski. To ostatnie określenie nie mówiło Harriemu nic, aż do tej chwili. Niestety, dopiero teraz, kiedy praktycznie nie było możliwości odwrotu, musiał poznać straszną prawdę: designerskie hotele były jak Windows Vista. Nie można zaprzeczyć, że wyglądały ładnie, ale ich funkcjonalność czasem dążyła do zera.
— Co tak stoisz? — mruknął ze zniecierpliwieniem za jego plecami Happo.
Harri nie zareagował, wciąż pozostając nieruchomo i tępo patrząc na coś w przedpokoju.
— Szafa… — wybąknął.
Rzeczywiście, przedmiotem jego konsternacji była szafa, albo raczej jej nieomal brak. Jakiś projektant musiał najwidoczniej uznać starą formę hotelowej szafy, sporego prostopadłościanu z drzwiami, za przestarzałą. W zamian zaproponował więc coś w jego mniemaniu lepszego: srebrne słupy od podłogi do sufitu, podtrzymujące małe komódki z szufladami, półki i jeden poziomy drążek z wieszakami na ubrania… wszystko otwarte i na widoku.
— To ma być ten… design?! — rozzłościł się Harri. — Przecież ja tu nie mam gdzie spać!
Happo przepchnął się obok niego w przejściu, rzucając mu pogardliwe spojrzenie.
— Ta szafa to żaden design — orzekł z wyższością. — Nawet u nas w IKEI takie mają. W prawdziwie designerskich hotelach to dają wannę i kibel na środku pokoju.
Harri wytrzeszczył oczy w zdziwieniu.
— Ale po co? — zapytał.
Happo wzruszył ramionami.
— Bo uważają, że to ładnie wygląda. Ja mam wiedzieć, dlaczego? Zamierzam zostać mistrzem świata, a nie architektem.
Po tych słowach Janne musiał uznać temat za zamknięty, bo podszedł do jednego z łóżek, bardziej w głębi pokoju, rzucił przy nim swój bagaż i zaczął się rozpakowywać. Rad, nie rad, Harri zabrał się w końcu za to samo, wciąż jednak przeklinając w duchu pokojową pseudoszafę. Na sztuczną szczękę dziadka Draculi, gdzie on miał się teraz schować na dzienną drzemkę?!
Po wyrzuceniu połowy rzeczy z torby Happo niespodziewanie zamarł, jakby nasłuchując.
— Czy ktoś jest na korytarzu? — zapytał szeptem.
Harri wytężył wampirzy słuch. Nie, przez ścianę słychać było włączony telewizor w sąsiednim pokoju, ale żadnych odgłosów kroków.
— Nie wydaje mi się — odparł.
Happo w milczeniu przytaknął.
— Dobra, inni pewnie jeszcze siedzą i rozkładają bagaże — orzekł. — Jakby co, ja jestem w łazience.
Po tych słowach podniósł się i na palcach podszedł do drzwi. Harri nie musiał nawet pytać go, dokąd chciał iść, było więcej niż pewne, że do barku po zapas słodyczy. Po ostrożnym otwarciu drzwi Janne wychylił się i rozejrzał. Nagle spuścił wzrok, wbijając go w podłogę pod stopami.
— Ej, coś tu leży — oznajmił półgłosem. — Chyba do ciebie.
Na rzuceniu tej uwagi skończyła się jego fatyga, bo w następnej chwili Happo pomknął już chyłkiem korytarzem. Wobec tego Harri także podszedł do drzwi. Ku jego sporemu zdziwieniu, tuż przed progiem ich pokoju na podłodze leżała złożona kartka papieru, z wydrukowanym jego imieniem i nazwiskiem. Harri podniósł ją i rozprostował, a jego oczom ukazał się kolejny wydrukowany tekst, w języku angielskim:
CZYTASZ
Fin-Fiction 5
Fanfiction| Sapporo, Japonia, luty 2007 | Nadeszła pora Mistrzostw Świata, najważniejszej imprezy sportowej w sezonie. Dla niektórych, dobry wynik na tych zawodach to kwestia życia i śmierci… a w przypadku kadry fińskich skoczków powiedzenie to należy trakto...