Rozmowa z Ahonenem zdołała odebrać Harriemu resztki nadziei na to, że koszmar tej zimowej nocy kiedyś się zakończy. Przebywanie do świtu w jednym pokoju z Arttu zapowiadało się na niezły survival.
Harri zrozumiał w końcu, dlaczego tak łatwo było mu sprzedać swoją wersję wydarzeń trenerowi czy policji, ale za nic nie chciał jej kupić Aho: ci pierwsi, nieświadomi mrocznych aspektów jego bytu, myśleli po ludzku i oczekiwali racjonalnego rozwiązania. Nawet gdyby uznali, że Harri nieco kręcił, za nic nie byli w stanie domyślić się prawdy, bo przecież na zdrowy rozum nie wierzyli w istnienie wampirów. Co innego Ahonen, a razem z nim prawdopodobnie i reszta kadry… jeżeli nawet Aho nie okazał mu ani krztyny zrozumienia, czy mógł na to liczyć ze strony nawiedzonego łowcy Arttu?
Właściwie Harri spodziewał się, że Lappi rzuci się na niego ze swoimi kołkami już w momencie, kiedy przekroczy próg pokoju. Jakie było więc jego zdziwienie, kiedy zobaczył, że domorosły pogromca wampirów nawet nie ruszył się z fotela, na którym siedział, i ograniczył się jedynie do rzucenia groźnego spojrzenia spode łba.
Mimo to Harri po wejściu do pokoju zawahał się i zamarł w bezruchu. Nastała nienaturalna, pełna konsternacji cisza. W powietrzu zawisło jakieś niewypowiedziane napięcie. Harri przeczuwał, że Arttu domyślał się prawdy, ale o dziwo jeszcze nie wypowiedział jej na głos. Ale przecież mógł wyskoczyć z czymś w każdej chwili, a wówczas w obronie własnej Harri będzie musiał zareagować i strach pomyśleć, czym to się skończy. Dlatego, w celu uniknięcia nadchodzącej ostrej konfrontacji, rozejrzał się ukradkiem po pokoju, szukając jakichś z góry upatrzonych pozycji, na które można by się bezpiecznie wycofać.
— Mogę pierwszy iść się myć? — mruknął, stwierdzając, że w pobliżu niestety nie ma lepszej kryjówki niż zamykana na klucz łazienka.
Arttu wzruszył ramionami, że było mu to obojętne. Obiektywnie nie do końca wychodziła mu ta pozorowana neutralność, ale jak na jego łowczy temperament ten udawany spokój był wręcz zadziwiający. Zastanawiając się, jak długo może on jeszcze potrwać i nie dając mu więcej niż pięć minut, Harri z równie odgrywaną obojętnością wziął swoją piżamę i ewakuował się do łazienki.
Bynajmniej nie uciekał dlatego, że bał się Arttu. Co z tego, że ten miał kołki, jeżeli jeszcze nigdy w życiu ich nie użył i był tu sam jeden. Jeżeli Harri mógł czuć jakikolwiek strach, to tylko przed tym, że tej nocy nie ręczył za siebie.
Po zamknięciu się w łazience Harri oparł się plecami o ścianę, zastanawiając się, co zrobić dalej, żeby obydwaj z Arttu przetrwali do świtu w obecnym stadium żywotności. Nie mógł jednak wpaść na żadną nową strategię, lepszą od tych z przedpołudnia: albo udawać człowieka, albo naprawdę groźnego wampira, którego Lappi powinien się bać. Niby w obecnej sytuacji to drugie rozwiązanie lepiej rokowało, bo zdawało się bardziej wiarygodne, no ale… właśnie, było zbyt wiarygodne, bo wręcz prawdziwe. Harri zerknął spode łba w stronę lustra nad umywalką. Nie wyglądał już tak strasznie jak na komisariacie, kiedy musiał umyć twarz z krwi, tylko że…
Nie. Tak właściwie, kiedy Harri dokładniej przyjrzał się sobie, wyglądał uderzająco normalnie. Tak ludzko, jak… jak chyba nigdy od ostatniego, feralnego czerwca. Co się najbardziej rzucało w oczy, to fakt, że gdzieś zniknęła zupełnie jego trupia bladość, którą wróżył sobie na wieczność. Zresztą, to było właśnie koronnym dowodem dla Ahonena, że Harri miał krew Villego na rękach. Albo raczej w żołądku.
To może jednak z takim kamuflażem Harri mógł jeszcze spróbować poudawać człowieka? Chociaż to wyjście było coraz trudniejsze do kontynuowania, mimo wszystko w zamierzeniu miało być znacznie bardziej pokojowe…
CZYTASZ
Fin-Fiction 5
Fanfiction| Sapporo, Japonia, luty 2007 | Nadeszła pora Mistrzostw Świata, najważniejszej imprezy sportowej w sezonie. Dla niektórych, dobry wynik na tych zawodach to kwestia życia i śmierci… a w przypadku kadry fińskich skoczków powiedzenie to należy trakto...