Poprzedniej nocy w pokoju Harriego i Arttu napięcie osiągnęło poziom krytyczny i jeżeli cokolwiek uratowało ich od wielkiego spięcia, to jedynie to, że Harri cudem wysilił się na samokontrolę. Wówczas jednak, po raz pierwszy w swym nieumarłym bycie, był opity ludzką krwią i nieco przerażony tym faktem. Teraz zaś znów był głodny, zupełnie jakby wczorajsze dramatyczne wydarzenia w ogóle nie miały miejsca. W dodatku taki, a nie inny przebieg konkursu drużynowego zadziałał jak benzyna — dokładnie, benzyna, bo oliwa to zbyt mało — dolana do ognia.
Tylko ze względu na obecność innych na terenie skoczni Harri tłumił w sobie to, co cisnęło mu się na usta przez całe zawody. Kiedy jednak razem z Lappim wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi, nie zamierzał sobie dłużej żałować.
— TY SKOŃCZONY DEBILU! — wrzasnął na całe gardło. — JAK MOGŁEŚ TAK SPIEPRZYĆ DRUŻYNÓWKĘ?!
Arttu stał przodem do niego, ale ze spuszczoną głową, wyraźnie unikając jego wzroku. Nic nie mówił, chociaż normalnie już dawno by się jakoś odgryzł, rzucając wampirzymi epitetami. To jego dziwnie spokojne zachowanie irytowało Harriego jeszcze bardziej.
— NO I CO?! — krzyknął. — NIC NIE GADASZ, DUPKU?!
Dopiero po dłuższej chwili Arttu odezwał się dziwnie grobowym głosem:
— To nie było zależne ode mnie.
Harri prychnął wściekle.
— Nie było zależne, no, akurat! — zawołał. — A pamiętasz, jak wczoraj mówiłem, że ci coś zrobię, jeśli zawalisz ten konkurs?!
Harri postąpił o krok do przodu. Równocześnie Arttu cofnął się o krok, pod ścianę, naraz wyciągając z jakiejś ukrytej kieszeni srebrny kołek. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, ale nienaturalnie ponury.
— Wybacz, nędzny krwiopijco — odezwał się — ale z dwojga złego to nie ciebie boję się najbardziej.
— Twój pech — oznajmił Harri, kolejny raz przysuwając się o krok.
Arttu nie miał się już dokąd cofnąć, więc nie drgnął ze swojego miejsca, ale spróbował zakręcić w dłoni kołkiem. Wyszło mu to, o dziwo, całkiem sprawnie.
— To się jeszcze okaże — odparł.
— A kogo niby możesz się bać bardziej ode mnie? — zapytał Harri.
— Nie twoja sprawa.
— Owszem, moja!
— I tak ci nie powiem, pijawko.
— Ale o co ci niby znowu chodzi, co?! Tylko nie gadaj, że jak zwykle w twoim przypadku wszystko sprowadza się do Draculi!
Arttu momentalnie zbladł.
— A więc wampiry czytają w myślach? — zapytał.
— Nie czytam niczego. Stwierdzam tylko, że jesteś przewidywalny i nudny jak flaki z olejem!
Harri był zdziwiony i mocno zawiedziony zarazem. Czy to były jakieś kpiny ze strony Arttu? Ale tamten wciąż był śmiertelnie poważny i równie śmiertelnie wkurzający.
— Żałosny jesteś — stwierdził Harri. — Nie mógłbyś czasem wymyślić czegoś nowego? Na przykład, że to wszystko wina Frankensteina?
— Nie żartuj sobie — odparł chłodno Arttu.
— To ty skończ te durne żarty!
— Ja nie żartuję.
— Akurat, mieszanie Draculi do tego konkursu i wszystkiego innego co popadnie jest jednym wielkim żartem!
CZYTASZ
Fin-Fiction 5
Fanfiction| Sapporo, Japonia, luty 2007 | Nadeszła pora Mistrzostw Świata, najważniejszej imprezy sportowej w sezonie. Dla niektórych, dobry wynik na tych zawodach to kwestia życia i śmierci… a w przypadku kadry fińskich skoczków powiedzenie to należy trakto...