Ahonen wyglądał na ulicę, patrząc, jak mała kropka w dole będąca Harrim szybko oddalała się od hotelu. Nie widząc możliwości dalszej interwencji, westchnął ciężko w duchu i zamknął okno. Po zaniknięciu odgłosów ruchu ulicznego w pokoju zapadła niemal idealna cisza, mącona jedynie przez ciche jęki Lappiego.
Arttu wciąż leżał na swoim łóżku, nie ruszając się ani na milimetr od momentu, kiedy Harri wycofał się z ataku. Cały czas trzymał w odruchu obronnym lewe ramię przed swoją szyją i właśnie ono w obecnej chwili strasznie go bolało. Dość długą chwilę zajęło mu, żeby zebrać myśli, przeanalizować wszystko co się stało i dojść do przerażającego wniosku:
— Aaa...!
— Ugryzł cię? — wpadł mu w słowo Ahonen. — Nie, od razu mówię, od tego bycie wampirem ci nie grozi.
Arttu w końcu ruszył się nieco, żeby popatrzeć na Aho ze zdziwieniem.
— Skąd wiesz? — zapytał.
— Powiedzmy, że mam pewne doświadczenie na tym polu. O ile mi wiadomo, jesteś numerem pięć, jak chodzi o pogryzionych członków naszej kadry, a z nich wszystkich tylko Harri miał pecha zmienić stan żywotności. Masz tu gdzieś apteczkę?
— W torbie... — oznajmił Arttu słabym głosem.
Z jednej strony Lappi niewątpliwie czuł ulgę, z drugiej zaś — narastający wstyd. On, łowca pretendujący do bycia następcą Van Helsinga i pokonania Draculi, dał się pogryźć pierwszemu wampirowi, z którym się tak naprawdę skonfrontował... Co za upokorzenie.
Ahonen odszukał apteczkę i polecił Arttu ściągnąć bluzę — w jej lewym rękawie widniały dwie malownicze dziury. Pod spodem Lappi miał koszulkę z krótkim rękawem, odsłaniającą dość makabryczny widok na jego ramieniu.
Jakkolwiek w tej nietypowej klasyfikacji pogryzionych Finów Arttu miał numer pięć, tak jednak był przypadkiem dość szczególnym. Wszyscy jego poprzednicy — Harri, Matti, Hannu i, jak domyślał się Aho, Ville — mieli nieprzyjemność doświadczyć ukąszenia w szyję. Co prawda, według relacji skoczków balujących owej felernej nocy w Kuopio, Harriemu niemal poderżnięto gardło, ale za to ślady na szyjach braci Hautamäki Ahonen widział na własne oczy i mógł stwierdzić, że była to wręcz klasyka: dwa malutkie nakłucia na wysokości tętnicy szyjnej. I zapewne nie było w tym nic dziwnego, w końcu obydwaj padli ofiarą tej samej, liczącej sobie setki lat, posiadającej mnóstwo doświadczenia i stylu wampirzycy.
Harri tymczasem ugryzł Lappiego nie w szyję, tylko w ramię, którym tamten się osłaniał. I pozostawił po sobie rozległy ślad: nie tylko dwie ranki w miejscach, gdzie kły przebiły skórę, ale też tworzącego się właśnie kolistego siniaka po całej mocno zaciśniętej szczęce.
Aho szczerze żałował, że nie miał przy sobie żadnego prawdziwego łowcy, który potrafiłby to wytłumaczyć. Sam mógł jedynie zgadywać, także po scence, którą zastał na wejściu do pokoju, że Harri musiał gryźć na oślep, jak mu wychodziło, nie zwracając na nic uwagi. A może też zupełnie nie panując nad sobą? Tak czy siak, sprawiało to wrażenie, jakby kąsał ludzi dopiero od wczoraj. I może nawet było to wrażenie prawdziwe.
Przy przemywaniu śladów po ukąszeniu wodą utlenioną Arttu syknął z bólu.
— Potem zrobisz sobie zimny okład — polecił Aho. — Szczerze mówiąc, to masz za swoje.
— Auu... za co? — wyjęczał Lappi.
— Za całokształt. Harri i tak miał nadzwyczajną cierpliwość do wysłuchiwania wszystkich twoich wynurzeń na temat wampirów. Prędzej czy później to się musiało tak skończyć. Gorzej, że teraz Harri jest gdzieś na mieście i możemy tylko się modlić, żeby nie wyładował swojej frustracji w bardziej skuteczny sposób.
CZYTASZ
Fin-Fiction 5
Fanfiction| Sapporo, Japonia, luty 2007 | Nadeszła pora Mistrzostw Świata, najważniejszej imprezy sportowej w sezonie. Dla niektórych, dobry wynik na tych zawodach to kwestia życia i śmierci… a w przypadku kadry fińskich skoczków powiedzenie to należy trakto...