III

1.2K 64 275
                                    

Stając przed olbrzymim lustrem, przyglądała się swojemu odbiciu. Na jej szarej twarzy gościł jedynie smutek. Złość zaś nosiła w sobie pokornie w ciszy i na myśl o tym jak mężczyzna, którego całe swe życie szczerze kochała, odebrał jej wolną wolę, czuła się bezbronna jak skuta niewidzialnymi kajdanami więźniarka. Pociągana za obezwładniające ją łańcuchy, miała posłusznie iść w stronę, w którą jej kazano jak zwierzę trzymane na krótkiej smyczy kogoś silniejszego od niej — jej własnego ojca, ukochanego papy.

Człowiekiem był dla Katarzyny niewątpliwie wspaniałym, jej autorytetem, ale nie był w stanie zrozumieć jej kobiecych potrzeb, zasłaniając się jedynie ślepo pojmowanym dobrobytem i wizją świetlanej przyszłości u boku kolejnego potężnego, zniewalającego ją mężczyzny.

Ona sama też nie potrafiła dosadniej mu się przeciwstawić. Może gdyby ojciec ujrzał jak poważne jest jej nieszczęście, zmieniłby zdanie i odwołał zaręczyny, unikając skandalu. Niewątpliwie jednak jej odmowa złamałaby mu serce, bo wiele lat czekał, aby swój dług wobec hrabiego Borowskiego seniora spłacić. Ta niezamknięta sprawa ciążyłaby mu i w efekcie doprowadziłaby do grobu.

Panna Katarzyna nie pragnęła stać się katem swojego umiłowanego ojca, toteż więcej się otwarcie nie buntowała. Przyjmując z pełną świadomością, iż to kolejny finansowy mariaż, spodziewała się, że dla przyszłego męża będzie jedynie ozdobą do butonierki, nieistotnym bibelotem, który nie wzbudzi w nim większego zainteresowania od półmiska, z którego potrawę tylko raz należało wybierać. Ilu to teraz gentlemanów nie szanowało złożonych swym damom ślubów, więc i ona nie powinna rozpaczać nad swoim przeznaczeniem.

Usta młodej panny zgięły się w grymasie, gdy pani Elwira Staszkiewicz zaciągnęła za mocno sznurówki od jej gorsetu.

— Ał... — syknęła z bólu Katarzyna, niemal tracąc oddech.

Swoje gorsety zastąpiłaby najchętniej tymi bardziej higienicznymi i zdrowszymi dla kręgosłupa, o których ostatnimi czasy słyszała. Najchętniej ubrałaby w tą część damskiej garderoby jakiegoś mężczyznę, a sama założyłaby spodnie. Rzeczą oczywistą było jednak, iż nikomu o swoich pomysłach nie mówiła, bo taka ekstrawagancja zostałaby uznana w towarzystwie co najmniej za wariactwo. Skrycie kochała się w męskich strojach, porównując się w tym upodobaniu do kochanki Chopina.

Gdy Katarzyna przyjrzała się swojej wieczorowej, białej toalecie w stylu secesyjnym z trenem, zgodnym z zachodnią modą, wydała się sobie jeszcze bardziej wątła, krucha jak pogięta łodyga. Gorset ścisnął jej brzuch i talię, uwydatniając biust, który zawsze sama przed sobą uważała za zbyt mały.

Choć nie zamierzała swych wdzięków dekoltem dla nikogo podkreślać, a już zwłaszcza dla żadnego mężczyzny, sama uważała, iż los nadzwyczaj poskąpił jej urody. Obdarował ją burzą rudych włosów, przez co jej policzki, mające skłonność do łatwego różowienia się, wydawały jej się zbyt okrągłe. Z podziwem przyglądała się dłoniom matki, która z mozołem upięła je na jej głowie, uwydatniając łabędzią szyję dziewczyny, zakrytą koronkową szmizetką.

Pannę Staszkiewiczównę nie interesowały wytworne bale, wydawane rauty czy przyjęcia. Najchętniej przebywała w domowym towarzystwie albo w domach prywatnych swych krewnych.

— Nie marudźże! Chyba nie chcesz by twój konkurent pomyślał, że jesteś nieforemna? — Katy przewróciła oczami.

Gdyby tylko mogła, uczyniłaby, co w jej mocy, aby hrabicz wycofał się ze wszelkich wobec niej zobowiązań, nawet jeśli sprowadziłoby to na nią niewątpliwie złe języki. Od nieszczęśliwego małżeństwa po stokroć bardziej wolała staropanieństwo.

— Zobaczysz, droga córko, że pan Maciej zrobi na tobie pozytywne wrażenie — zapewniła w uśmiechem.

Pani Staszkiewiczowa była dumna, że oni, przedstawiciele inteligencji o szlacheckich korzeniach, spowinowacą się z członkami tak zacnego magnackiego rodu.

Lojalista I Tom 1 & Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz