Powrót pana domu do Borowic był niezapowiedziany i utrzymywany wedle jego woli w ścisłej tajemnicy do samego końca. Pan Maciej nie wysłał uprzednio depeszy, anonsując swój rychły przyjazd, toteż hrabina, zająwszy się domowymi sprawami nie myślała o tym jak to będzie, gdy przyjdzie im z małżonkiem zamienić słowo po kilku tygodniach przewlekłej rozłąki.
Po prawdzie, ostatnimi czasy tak bardzo zadomowiła się w pałacu, że długa nieobecność hrabiego nie przeszkadzała jej już wcale. Polubiła się ze służbą, z którą niekiedy żartowała i nawet z Leonem udało jej się przełamać lody, gdy dała mu wychodne z okazji rocznicy urodzin. Tym bardziej, iż tego samego dnia zwolniła z obowiązków skromną Dusię, której ofiarowała materiał na nową sukienkę.
- Niechże Bóg pani w dzieciach wynagrodzi, jaśnie pani! - zaszczebiotała z radością młódka, tuląc do siebie skrawek sukna, jakby to było zawiniątko z nowonarodzonym dziecięciem.
"A myślałby kto, że z hrabiny kutwa", rzekł do siebie w myślach Leoś, który wejrzał na młodą dziedzicową po zaistniałej scenie okiem nieco bardziej łaskawym.
Katarzyna może czasem zastanawiała się, co też hrabiego trzymało w Paryżu, iż nie spieszył się, by powrócić na łono ojczyzny. Może to nagła choroba zaatakowało jego młode ciało i być może leżał gdzieś teraz na granicy śmierci, a kostucha wysysała z jego resztki życia? A może przepadł gdzie bez wieści lub padł ofiarą oprycha, spacerując nocą po podejrzanych dzielnicach, a ona po latach dopiero dowie się, iż woda wyrzuciła jego zwłoki gdzieś przy brzegu Sekwany? A może, co Katy wydało się bardziej prawdopodobne, oddawał się rozkoszom cielesnym z przypadkowymi kurtyzanami, zapominając nie tylko, że ma żonę, ale także o zabezpieczeniu się przed ewentualnymi przykrymi konsekwencjami jego ognistego temperamentu, choć stosowniej byłoby rzec... jego zezwierzęconej, rozbuchanej chuci.
Katy zwyczajnie przestała się zastawiać w uznaniu, iż przyczyny może nie poznać, póki hrabia wszystkie swe tajemnice woził ze sobą. Klucz do głowy mężczyzny mogłaby dorobić jedynie przytomna, przedsiębiorcza kobieta, ale Katy mało interesowało do siedziało w głowie męża, a zapewne nie trzymał w niej niczego przyjemnego. Ani jej to do szczęścia nie było potrzebne, a zapewne jemu nie przyszłoby na myśl zwierzać się jak wikaremu w sakramencie pokuty, co uznałby za czyn niegodny dumnego szlachcica.
O wiele bardziej zajmowało dziewczynę dochodzenie, jakie wszczęła, próbując ująć plądrownika, który systematycznie uszczuplał zapasy cukru w kostkach i słodkich konfitur, w których maczał swe cinkciarskie łapska.
Raz nawet pani Katarzynie udałoby się złapać rzezimieszka, jak sądziła, na gorącym uczynku. Zachodziła do pokoju kredensowego, jednak w połowie drogi zapomniała po jakiego diabła tu przyszła i zamierzała prosić o jakieś krople na pamięć, bo głowę ostatnio miała nabrzmiałą od nadmiaru spraw: lekcje w szkole, kwesta pod kościołem na rzecz chorych, wyprawa w dzień targowy do Kumoszek... Ileż to ją kosztowało wysiłku i czasu!
Zatrzymała się, słysząc odgłos tłuczonego szkła, a jej uszy napełniły się krzykiem starej podkuchennej.
- Ty nicponiu! Zakapiurze jeden! Won mi stąd!
Chłopczyk, niespełna dziesięcioletni, ubrany jak obdartus w szerokie spodnie na szelkach ledwie sięgające kostek i w o trzy rozmiary za dużą koszulę wystawił długi język, a jego opalona, piegowata twarz wykrzywiła się w szelmowskim grymasie.
Otyła kucharka zaczęła ze szmatą ganiać go po wąskiej izbie, w której przejścia niemal nie było, bo po środku stał olbrzymi stół, stanowiący znakomitą zasłonę dla andrusa. A że ten szybki był to zwinie unikał kary, aż zwiał w końcu otwartymi drzwiami czeladnego na podwórze, rechocząc chochlikowatym śmiechem.
CZYTASZ
Lojalista I Tom 1 & Tom 2
RomantiekTom 1 & Tom 2 Miłość w czasach konwenansów. Katarzyna Staszkiewicz, młoda arystokratka, niedługo ma zostać wydana na syna znanego warszawskiego fabrykanta. Niechętna przyszłemu mężowi pragnie niezależności w patriarchalnym świecie. Wychowana w duch...